piątek, 20 lutego 2015

Prawo do artystycznego wykonania dzieła sztuki ludowej


W obliczu przedstawionej przez Żanetę i Angelikę problematyki ochrony sztuki ludowej, nie sposób nie wspomnieć o prawie do artystycznego wykonania dzieła sztuki ludowej. Podkreślić należy, że artystyczne wykonanie dzieła sztuki ludowej uregulowane w art. 85 i następnych ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych to jedyna „instytucja”, w której ustawodawca wprost wskazuje na sztukę ludową. Przyczyny tego stanu rzeczy zostaną przeze mnie wyjaśnione poniżej, ale zanim o nich w kilku słowach o tym, czy w ogóle jest prawo do artystycznego wykonania.
Prawo do artystycznego wykonania jest jednym z czterech uregulowanych w ustawie praw pokrewnych. Określenie prawa pokrewne stanowi zbiorczą nazwę różnych dóbr niematerialnych objętych prawami wyłącznymi, których ochrona usytuowana  jest w ramach ustaw autorskich, a także międzynarodowych konwencjach dot. praw autorskich. W Polsce po raz pierwszy zostały uregulowane w ustawie z 1994 r., jednakże problem ochrony dóbr chronionych przez prawa pokrewne dostrzeżony był dużo wcześniej. W szczególności dotyczył praw artystów wykonawców. Przyznać bowiem należy, że utwór, który chroni prawo autorskie często zawdzięcza swój byt w przestrzeni publicznej właśnie wykonawcom. Oczywiście chodzi mi w tym miejscu o utwory, które mogą być wykonane- piosenka, opera, sztuka teatralna. Cóż bowiem dla przeciętnego człowieka stanowi np. zapis nutowy? Utwór taki może być odebrany i poznany dopiero na etapie jego wykonania. Podobnie, gdy dostaniemy do ręki scenariusz sztuki teatralnej. Często też pamiętamy utwór, bądź szczególnie nam się podoba, dzięki konkretnemu wykonaniu. To artyści wykonawcy dzięki swoim umiejętnościom, a także indywidualności czy charyzmie sprawiają, że utwory są znane i rozpoznawane. Najczęściej nie wiemy kto jest w ogóle twórcą danego utworu, nawet nie zadajemy sobie trudu w jego odnalezieniu, wiemy jednak najczęściej kto dany utwór wykonuje. Przed 1994 r. prawa artystów wykonawców znajdowały ochronę w przepisach dotyczących dóbr osobistych, czyli podlegały takiej ochronie jak nasza wolność, tajemnica korespondencji czy cześć. Takie stanowisko prezentowało orzecznictwo. Innego zdania była nauka. Doktryna prawa autorskiego kwestionowała możliwość wywiedzenia skutecznej ochrony interesów artystów z ogólnych instytucji prawa cywilnego i dopuszczała zastosowanie dla ochrony ich praw analogicznych instytucji, które chroniły twórców utworów. W 94 r. ustawodawca zakończył ostatecznie spór co do sposobu ochrony tych praw.
Zgodnie z pierwotnym brzmieniem ustawy przedmiotem prawa do artystycznego wykonania było każdego wykonanie utworu mające charakter artystyczny. Definicja ta w rzeczywistości nic nie wyjaśniała. Obecnie ustawodawca zrezygnował z definicji artystycznego wykonania ograniczając się do wskazania, że każde artystyczne wykonanie utworu pozostaje pod ochroną niezależnie od jego wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. Następnie wymienia przykładowe artystyczne wykonania: działania aktorów, dyrygentów, instrumentalistów itp. Przedmiotem ochrony są jedynie wykonania utworów w rozumieniu prawa autorskiego. Jak dowiedzieliście się w poprzednich wpisach Żanety i Angeliki wiele dzieł uważanych za sztukę ludową, a konkretnie, w przedstawionym przez nie podziale, za folklor nie jest chronionych prawem autorskim. W związku z tym ustawodawca, by usunąć wątpliwości związane z wykonaniem utworów folklorystycznych, wskazał wyraźnie na dzieła sztuki ludowej. Przy okazji wspomnę, że art. 85 w brzmieniu zawierającym dzieła sztuki ludowej obowiązuje dopiero od 2000 r.
Z artystycznym wykonaniem mamy do czynienia także wtedy, gdy dany utwór nie korzysta już z ochrony. Np. może dotyczyć utworu, który spełnia przesłanki z art. 1 ustawy, ale wygasły już prawa majątkowe bądź kiedy powstawał nie było ustawy, która traktowała o ochronie praw autorskich. Artystyczne wykonania cyrkowców czy kaskaderów nie mogą być traktowane jako artystyczne wykonania w rozumieniu ustawy. Cyrkowiec bowiem nie wykonuje co do zasady utworu w rozumieniu prawa autorskiego. Kaskader z kolei nie trudni się artystyczną pracą, a z reguły techniczną, nie wykonuje też przeważnie utworu, a konkretne czynności zlecone mu przez twórców filmu czy sztuki.
Z pewnością każdy z nas nieraz widział występ zespołu ludowego. Stanowi on połącznie śpiewu, tańca, gry aktorskiej. Za tzw. artystyczny wyraz odpowiedzialnych jest wiele osób. Komu z nich przysługuje prawo do artystycznego wykonania? Po pierwsze należy zaznaczyć, że takie artystyczne wykonanie nie musi pochodzić od osoby będącej uznanym artystą czy osobą o szczególnym artystycznym wykształceniu. Przyznanie prawa do artystycznego wykonania nie należy uzależniać od jakichkolwiek przesłanek formalnych. W związku z powyższym należy stwierdzić, że prawo do artystycznego wykonania służy każdemu kto jest twórcą artystycznego wykonania. Kto konkretnie może być artystą wykonawcą? Ustawa zawiera przykładowy katalog: aktorzy, recytatorzy, dyrygenci, instrumentaliści, wokaliści tancerzy, a także osoby, które w sposób twórczy przyczyniają się do powstania wykonania. O ile co do tych pierwszych nie ma żadnych wątpliwości, o tyle nie końca wiadomo kim są osoby, które w sposób twórczy przyczyniają się do powstania wykonania. Na tle tego rozróżnienia powstał w literaturze podział na artystów wykonawców sensu stricto i sensu largo. Artystami wykonawcami sensu stricto będą więc z pewnością tancerze czy wokaliści zespołów ludowych, a także instrumentaliści, którzy wspólnie tworzą „ludowe show”. Do artystów sensu largo doktryna zalicza przede wszystkim reżyserów. Ich status nie jest jednak zawsze jednorodny. Czasem można ich uznać za współtwórców utworu. Podobnie może być w przypadku dzieła sztuki ludowej. Najczęściej jednak reżyser korzysta z gotowego utworu, a jego artystyczny wkład polega na wpływie na ogólny wizerunek wykonania utworu- to on wskazuje aktorom, tancerzom w jaki sposób mają wykonywać dany utwór, czuwa nad jego przebiegiem, uzewnętrznia swoją wizję. Za artystów sensu largo uważa się również reżyserów dźwięku. To oni bowiem nadają postać, która dociera do słuchaczy obecnych na sali czy słuchających koncertu. Współudział reżysera dźwięku w koncertach publicznych staje się coraz częstszym zjawiskiem. Za artystów wykonawców nie uważa się z kolei suflerów, członków personelu technicznego, operatorów światła, wykonawców kostiumów czy nauczycieli tańca, gdyż oni nie przyczyniają się twórczo do wykonania utworu.
Wiedząc już kto może być artystą wykonawcą pochylmy się nad prawami przysługującymi artystom wykonawcom. Podobnie jak twórców utworów, artystów wykonawców chronią prawa majątkowe i osobiste. Jeśli chodzi o prawa osobiste ustawodawca wskazał przykładowy katalog tych praw. Po pierwsze artysta wykonawca ma prawo do wskazywania go jako wykonawcy, z wyłączeniem przypadków, gdy pominięcie jest zwyczajowo przyjęte, a także prawo do decydowania o sposobie oznaczenia wykonawcy, w tym do zachowania anonimowości albo posłużenia się pseudonimem.  Prawo to pozwala przeciwstawiać się artystom wykonawcom sprzeciwiać się wszelkim próbom przywłaszczenia sobie ich wykonawstwa innej osobie. Prawa te upoważniają też artystę do decydowania o tym, czy w związku z prezentacją lub rozpowszechnianiem jego wykonania mają zostać podane jego prawdziwe dane, czy też pseudonim, albo czy wykonanie ma pozostać anonimowe. Identyfikacja wykonawcy może być realizowana np. poprzez odpowiednią adnotację w programie koncertu lub podobnego wydarzenia, uwzględnienie w ustnej zapowiedzi, napis w czołówce filmu, informację na płycie itp. Zwróćmy uwagę na wzmiankę ustawodawcy co do możliwości pominięcia obowiązku oznaczenia artysty. Wyrażenie „gdy jest to zwyczajowo przyjęte” z jednej strony niweluje problemy jakie powstawałyby przy rygorystycznym przestrzeganiu obowiązku wskazania artysty np. wszystkich członków orkiestry, z drugiej strony jest szeroko krytykowane w literaturze. Przesłanka ta jest bowiem nieprecyzyjna i prowadzi do niepożądanych skutków. Kiedyś wskazywanie artysty czy zespołu w radiu było bardzo popularne, obecnie coraz częściej się od tego odchodzi, szczególnie w radiach komercyjnych. Wytworzył się „zwyczaj”, który z pewnością nie jest korzystny dla wykonawców. Kolejne osobiste uprawnienie wykonawcy to sprzeciwianie się jakimkolwiek wypatrzeniom, przeinaczeniom czy zmianą wykonania, które mogłyby naruszać jego dobre imię. Za ingerencję w integralność wykonania artystycznego można uznać nieudolny dubbing, reżyserię dźwięku, a także zmianę szybkości nagrania. Podkreślić należy, że nie chodzi o każde naruszenie wykonania, ale tylko takie, które narusza dobre imię wykonawcy. I znowu mamy do czynienia z niejasnym określeniem ustawodawcy. Czym w konkretnym przypadku będzie naruszeniem dobrego imienia wykonawcy, a jakie zachowania nie będą naruszać tego dobrego imienia, rozstrzygać będzie sąd. Ochrona praw artystów wykonawców nie obejmuje kwestii naśladowania konkretnego wykonania. Ograniczenia w tym zakresie można wywodzić raczej z prawa konkurencji. Wszelkie prawa przeze mnie wskazane dotyczą konkretnego wykonania, wykonania tego konkretnego artysty z konkretnej chwili, a nie wykonania takiego samego.
Oprócz praw osobistych, wykonawcom przysługują także prawa majątkowe. W odróżnieniu od praw osobistych ustawodawca wskazał ich zamknięty katalog. Są one ujęte bardzo szeroko i szczegółowo, chronią więc dobrze interes majątkowy wykonawców. Wykonawcy mają prawo do korzystania i rozporządzania prawami do artystycznego wykonania. Następnie ustawodawca szczegółowo wymienia tzw. pola eksploatacji. Chodzi tu przede wszystkim o takie działania jak utrwalania artystycznego wykonania- np. artysta może nie życzyć sobie nagrywania jego występów, bądź może zlecić komuś nagrania koncertu, ponadto ma wyłączne prawo do zwielokrotniania wykonania. Artyście wykonawcy przysługuje prawo do wynagrodzenia za korzystanie z artystycznego wykonania lub za rozporządzanie prawami do takiego wykonania. Prawa majątkowe wygasają z upływem 50 lat następujących po roku, w którym artystyczne wykonanie ustalono (tzn. kiedy było wykonane), jeżeli jednak w tym czasie nastąpiła publikacja utrwalonego wykonania lub jego publiczne odtworzenie, okres ochrony liczy się od tych zdarzeń, a gdy miały miejsce obydwa- od tego z nich, które miało miejsce wcześniej. Prawa osobiste nie wygasają natomiast nigdy.
Częstym zjawiskiem, szczególnie jeśli chodzi o zespoły ludowe, są wykonania zespołowe. Każdemu z wykonawców przysługują własne prawa osobiste i majątkowe. Każdy z nich może mieć inną wizję korzystania z tych praw często odmienną niż inni członkowie zespołu. Co wtedy? Ustawodawca w art. 91 wprowadza domniemanie, że kierownik zespołu jest umocowany do reprezentowania praw do zespołowego artystycznego wykonania. Domniemanie to jest wzruszalne. Gdy chcemy jednak obalić to domniemanie musimy wskazać innego kierownika zespołu, tego który naszym zdaniem jest w rzeczywistości kierownikiem.

Mimo szerokiego katalogu uprawnień artystów wykonawców oraz  środków ich ochrony, artyści wykonawcy rzadko korzystają z możliwości jakie daje im prawo. W związku z tym nieliczne są orzeczenia sądów dotyczące tej problematyki. Miejmy nadzieję, że w przyszłości wykonawcy będą lepiej poinformowani o ich prawnym położeniu i częściej będą bronić swych praw przed sądem. 

Autor: Maryla Losa, studentka V roku prawa na Uniwersytecie Śląskim. Jej pasje związane są głównie z muzyką ,gra na pianinie, śpiewa i komponuje, dlatego też jej zainteresowania z zakresu prawa skupiają się na prawie autorskim. Doświadczenie zawodowe zdobywa pracując w kancelarii adwokackiej. Miłośniczka jazdy konnej.

sobota, 10 stycznia 2015

Folklor a prawo autorskie cz.2!

Nawiązując do wcześniejszego artykułu i starając się jeszcze dokładniej określić w jakich sytuacjach mamy do czynienia z naruszeniem prawa autorskiego w przedmiocie korzystania z dobrodziejstw sztuki ludowej czy folkloru konieczne jest pochylenie się nad kilkoma pojęciami. Pierwszym zagadnieniem jest kwestia anonimowości utworu. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych wskazuje, iż jednym z praw autora jest udostępnienie stworzononego utworu anonimowo. Nie oznacza to jednak, że autor utracił przez to prawa do swojego utworu!

Czym wobec tego jest anonimowość w nawiązaniu do sztuki ludowej?
Jeśli chodzi o folklor będzie on zawsze anonimowy, ale nie w rozumieniu ustawy, a w potocznym rozumieniu tego słowa, a wiec – niemożliwym będzie ustalenie jego twórców.
Jeśli zaś chodzi o utwory sztuki ludowej  i ogólnie utwory to anonimowość możemy rozumieć na dwa sposoby:
1.      jako nieznajomość autora i niemożność jego ustalenia w żaden sposób lub
2.      jako skorzystanie autora z prawa to udostępnienia utworu anonimowo.

W pierwszym przypadku nie jesteśmy w stanie ustalić autora wobec tego sytuacja takich utworów będzie bardzo zbliżona do folkloru. W drugim natomiast przypadku autorowi (mimo że zdecydował się na anonimizację  swojej tożsamości) przysługuje cały wachlarz praw autorskich i to za równo tych osobistych (np. autorstwa utworu czy sprawowania nadzoru nad sposobem korzystania z utworu) jak i majątkowych (np. korzystania czy rozporządzania utworem).
Wobec tego powoływanie się na argument „mogę z tego korzystać i rozpowszechniać, bo autor jest anonimowy” jest opatrzone dość dużym ryzykiem. J

Do jeszcze głębszego zrozumienia tematu konieczne jest wyznaczenie dwóch pojęć autorsko prawnych, a mianowicie „inspiracji” oraz „utworu zależnego”.

Utwór inspirowany to utwór, który powstał pod wpływem inspiracji dziełem innego twórcy. Niektórzy uważają, że każdy człowiek, twórca jest tak przesiąknięty otaczającymi nas utworami i wszechobecnością kultury, że nikt nie jest w stanie stworzyć utworu zupełnie nowego, nie inspirowanego niczym.  Wobec tego inspirowanie się innymi dziełami (utworami) w tym utworami sztuki ludowej będzie zawsze zgodne z prawem. Definicja utworu inspirowanego i uzasadnienie jej obecności jest logiczne i proste do zrozumienia dopóki nie dodamy drugiej definicji tj. definicji utworu zależnego.  
Utwór zależny to nowy, samodzielny przedmiot prawa autorskiego, w którym widoczny jest pewien zakres „twórczej ingerencji” w inny utwór.

Wyznaczenie granicy między tymi dwoma pojęciami powoduje wiele problemów praktycznych. A po co je rozróżniać? Jak już wspomniałam „inspirowanie się cudzą twórczością, utworem bez jego zgody jest dozwolone. Jednak tworzenie utworów zależnych już nie. Przenosząc to na grunt sztuki ludowej – inspirowanie się skocznym i radosnym charakterem ludowego utworu muzycznego podczas tworzenia kolorowych grafik obrazujących polską wieś wydaje się zgodne z prawem i nie wymagające zgody twórców piosenki. Jednak stworzenie grafiki komputerowej wycinanki łowickiej będzie już opracowaniem wycinanki, a więc utworem zależnym i o ile twórcy tej wycinanki przysługują prawa autorskie to konieczne jest uzyskanie jego zgody na rozpowszechnienie. Wskazuje się, że najprościej różnice wyznaczyć według założenia, że w utworze powstałym w wyniku inspiracji brak jest twórczych elementów utworu którym się inspirowaliśmy. Jeśli chodzi o utwór zależny (np. opracowanie) ma on natomiast w sobie z założenia przynajmniej część elementów twórczych pierwotnego utworu. Jednak, co jest elementem twórczym a co nie, niestety bywa bardzo ocenne i każdorazowo wymaga dokonania analizy.

By na konkretnych przykładach wskazać jak trudne była określenie co jest inspiracją, a co zależnością ( a przy okazji jak łatwo dziennikarze mylą oba pojęcia) warto przytoczyć dwie nagłaśniane dość mocno swego czasu sprawy.

Pierwsza dotyczy wzoru łowickiego na medalu polskiej prezydencji. Medale kolekcjonerskie zaprojektowane i rozpowszechnione przez Mennicę Polską zostały opatrzone wzorem wycinanki łowickiej, której autorką jest pani Henryka Lus. Po zgłoszeniu sprzeciwu autorki rozpoczęła się medialna przepychanka kiedy to jedna strona oskarżała o plagiat, a druga broniła się pojęciem inspiracji. Oczywiście dziennikarze mieszając pojęcia wprowadzali jeszcze większy zamęt i pewnie gdyby sprawa ta trafiła przed sąd doczekalibyśmy się ciekawego orzeczenia. Jak należy ocenić tę sprawę? Czy zmiana proporcji, kolorystyki oraz brakiem niektórych elementów wystarczy by uznać medal tylko jako utwór inspirowany? Moim zdaniem nie bardzo, ale pewnie dobry prawnik znajdzie argumenty na poparcie obu stanowisk J

Druga sprawa, o dziwo również dotycząca polskiej prezydencji (sic!) to sprawa tzw. bączków prezydencji: Pierwsze wyszły spod ręki plastyczki Marii Veltuzen w latach 50. XX wieku drugie zaprojektować postanowiła Monika Wilczyńska jako gadżet z polski właśnie w okresie prezydencji. Czy są podobne? Niewątpliwie! Jednak najciekawszym w sprawie wydają się wypowiedzi oskarżanej przez córkę Marii Veltuzen autorkę tych drugich bączków, która uważała iż zabawka to jej autorski pomysł. A o tym, że dzieci puszczały podobne bączki kilkadziesiąt lat temu, nie miała pojęcia.  I tutaj nie wiemy jak sprawę oceniłby sąd.

Wniosek nasuwa się sam: rozróżnienie inspiracji i zależności w ramach teoretycznych zajęć z prawa autorskiego jest niezwykle prosta. Problem pojawia się z dopasowaniem tych pojęć do otaczającej nas rzeczywistości. Każdy przypadek wówczas należy bardzo dokładnie poznać, ocenić i uzasadnić swoją decyzję pamiętając, że zawsze do czynienia będziemy mieć z ważeniem interesów co najmniej dwóch stron stojących po przeciwnych stronach barykady!

//Angelika  (Je suis Charlie !(*))




poniedziałek, 5 stycznia 2015

Folklor a prawo autorskie cz.1!

Problematyka prawa w sztuce ludowej już od wielu lat powoduje wiele nieporozumień. Jedyne polskie, warte uwagi prawnicze opracowanie dotyczące tego zagadnienia pochodzi z 1970r. Sztuka ludowa coraz częściej pojawia się już nie tylko na wsi, jak to było kilkadziesiąt lat temu. Obecnie jej popularność nieustannie wzrasta, co można zaobserwować chociażby w stylizowanych na ludowo wysoko notowanych przebojach muzycznych, poprzez liczne gadżety z folklorystycznymi wzorami, aż po stylizacje modowe. Rośnie również świadomość samych twórców, którzy znają swoje prawa i narzędzia ochrony tych praw.

Często jednak w praktyce pojawia się wiele wątpliwości, czy dany utwór jest objęty ochroną prawno-autorską.
Próbując odpowiedzieć  na to pytanie, podstawową kwestią, którą należy się zając to odróżnienie folkloru i dawnej sztuki ludowej od utworów ludowych, które obecnie są tworzone w konwencji ludowej.
Folklor- obejmuje szeroko rozumianą twórczość ludową, a w potocznym i najszerszym znaczeniu jest synonimem całej kultury ludowej, stanowi wytwór pewnej tradycji ludowej rozwijającej się głównie za pośrednictwem przekazu ustnego.
Dawna sztuka ludowa była uzależniona od otaczającej przyrody, wierzeń, systemu wartości, stosunków społecznych. Nikt wtedy nie tworzył "sztuki"; można przypuszczać, że pojęcie to w ogóle nie było znane, natomiast wrodzone człowiekowi poczucie rytmu, harmonii i symetrii sprawiało, że nawet wytwarzając przedmioty domowego użytku, czynił je ładnymi.
Nie starano się też demonstrować swego autorstwa. Bez wątpienia rozpoznawano cechy indywidualne autora haftu czy wycinanki, natomiast jego sława ograniczała się do terytorium wsi, czy parafii . Nikt nie uważał się za artystę, a więc kogoś wyjątkowego, kogo los nagrodził szczególnym talentem. Nie istniała też ochrona praw autorskich. Można przypuszczać, że znane nam obecnie utwory dawnej sztuki ludowej, nie podlegające ochronie, ewoluowały na przestrzeni lat. Szczególnie jest to możliwe w przypadku pieśni ludowych, czy opowiadań, co wydaje się być  naturalne w przypadku przekazu ustnego.
Z całą pewnością nie można generalizować stwierdzając, że twórczość ludowa pochodzi jedynie od grupy nieznanych osób, bowiem zdarzali się artyści indywidualni, których dzieła znali wszyscy, jednakże powszechny w tamtych czasach analfabetyzm sprawił, że pamięć o twórcach przetrwała najwyżej 2 pokolenia.
Zainteresowanie folklorem nasiliło się w XIX w., kiedy to w różnych dziedzinach sztuki  wszystko co ludowe, podkreślać miało narodowy charakter dzieła. Kompozytorzy sięgali po melodie ludowe, wykorzystując je jako tematy swych dzieł oraz traktując jako swoistą skarbnicę pomysłów. Przykładem jest muzyka Fryderyka Chopina, czy Stanisława Moniuszki. Inspiracja sztuką ludową pojawiała się także w późniejszych epokach, i przetrwała aż po dzień dzisiejszy, czego przykładem jest muzyka Witolda Lutosławskiego.
Należy podkreślić, że Folklor stanowi w pewnym sensie zamkniętą epokę historii, natomiast czymś innym są utwory twórców ludowych, tworzących obecnie, bądź w nieodległej przeszłości, których utwory stanowią kontynuację tradycji twórczych lub są utrzymane w konwencji sztuki ludowej. Nie budzi wątpliwości, że do tych ostatnich znajdują zastosowanie ogólne zasady ochrony prawno-autorskiej.
Podstawowym pytaniem jest jednak to, w jakich przypadkach korzystanie z utworu jest dozwolone, a kiedy będzie stanowiło naruszenie praw autorskich twórcy?!

Jak już wspomniałam, aby dany wytwór, stworzone dzieło, niezależnie od jego postaci, był chroniony prawem autorskim,  musi posiadać cechy utworu w rozumieniu ustawy o prawie autorskim  i prawach pokrewnych.
Zgodnie z definicją zawartą w art. 1 wspomnianej powyżej ustawy, jest to „każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia”.
Ponadto nie jest istotne, czy ma on postać ukończoną. Aby dany wytwór mógł być jednak uznany za utwór, musi spełniać łącznie pewne cechy. Po pierwsze, powinien być rezultatem pracy człowieka, co oznacza, że twórcą może być wyłącznie człowiek- nie można zaklasyfikować do pojęcia utworu wytworów przyrody, np. wzorów pojawiających się w okresie zimowym na szybach.
Po drugie, jest przejawem działalności twórczej; chodzi o jego oryginalność. Gdy istnieje subiektywnie nowy wytwór intelektu.
Kolejną przesłanką jest indywidualny charakter dzieła, co oznacza, że odróżnia się od innych takich samych przejawów działalności twórczej w sposób, który świadczy o jego oryginalności, swoistości i innych właściwościach sprawiających, że jest ono niepowtarzalne i nie ma wiernego odpowiednika w przeszłości.
Ostatni warunek stanowi ustalenie utworu w dowolnej postaci, przez co należy rozumieć, iż powinien zostać uzewnętrzniony w taki sposób, aby co najmniej jedna osoba , inna niż twórca mogła się z nim zapoznać.
Należy tutaj podkreślić, iż ustalenie nie jest równoznaczne, ani tożsame z utrwaleniem. Powstanie ochrony jest niezależne od zapisania (utrwalenia) utworu na jakimkolwiek materialnym nośniku. Na przykład zaśpiewanie piosenki pewnej osobie nie zostało utrwalone na żadnym nośniku, a mimo to utwór został ustalony, ponieważ zapoznała się z nim inna osoba.
Od tej reguły istnieje jednak wyjątek, który dotyczy dzieł sztuki kinematograficznej. Ich byt wymaga utrwalenia w scenariuszach lub fotografiach.
Dla powstania ochrony nie ma znaczenia wartość utworu, a więc fakt, czy dzieło powstało np. z odpadków, czy jest to konstrukcja złożona z drogocennych materiałów.  Nie jest również istotny sposób wyrażenia utworu, wola stron, stopień wysiłku pracy umysłowej, wiek twórcy, wykształcenie, przynależność do jakiejś organizacji, a także cel dla jakiego został stworzony oraz  jego przeznaczenie - np. na przyśpiewkę, do wykonywania obrzędu ludowego lub do użytku własnego.

Aby ocenić, czy danemu utworowi przysługuje prawo autorskie, należy w pierwszej kolejności stwierdzić, czy dany wytwór spełnia wymienione przeze mnie cechy. Ważne, aby pamiętać,  że jeśli faktycznie utwór spełnia przesłanki i jest utworem w rozumieniu ustawy prawo autorskie, dopiero po upływie 70 lat od śmierci twórcy ludowego wygasną autorskie prawa majątkowe. Ciągle jednak, w mocy będą prawa osobiste twórcy ludowego, które nigdy nie wygasają. Konsekwencją takiego uregulowania jest obowiązek użytkowników tychże utworów, wskazania imienia i nazwiska twórcy oraz do rzetelnego korzystania z utworu. Taki stan rzeczy rodzi potrzebę uzyskiwania od twórcy zgody na wykorzystywanie utworów, natomiast po jego śmierci od spadkobierców albo innych następców prawnych jeszcze przez 70 lat.
Dzieła folklorystyczne nie podlegają ochronie prawno-autorskiej z kilku powodów, w szczególności ze względu na brak ustalenia ich ostatecznej postaci, brak możliwości zidentyfikowania twórcy (twórców), wpływów wielowiekowych procesów kulturowych, a także ustalenia, czy czas autorskich praw majątkowych już upłynął. Pamiętać należy również, iż pierwsza polska ustawa po odzyskaniu niepodległości pochodzi z 1926r., co oznacza, że dzieła powstałe wcześniej, nie podlegały ochronie prawno-autorskiej.

Dobrym przykładem obrazującym omawianą przeze mnie problematykę był problem dotyczący piosenki „Koko Koko Euro spoko” zespołu Jarzębina. Wysunięto oskarżenia, jakoby utwór ten miał być plagiatem pieśni autorstwa Wojciecha Kilara - Kogut, który już od ponad 40 lat w swoim repertuarze ma Zespół Pieśni i Tańca "Śląsk” im. Stanisława Hadyny. Nie zważając na tekst, można stwierdzić, że są niemal bliźniaczo do siebie podobne, co faktycznie może rodzić podejrzenie o dopuszczenie się plagiatu. Oskarżenia okazały sie jednak niesłuszne, bo zarówno zespół Jarzębina, jak i Wojciech Kilar inspirowali się pieśnią ludową historycznie pochodzącą z Zagłębia Dąbrowskiego, która nie jest utworem w rozumieniu prawa autorskiego, a co za tym idzie- nie podlega ochronie prawno-autorskiej. Podsumowując, utwory folklorystyczne nazywane "najstarszymi składnikami kultury" mogą być dowolnie rozpowszechniane, a także można dokonywać ich przeróbek. Aby jednak móc to czynić, należy upewnić się, czy mamy do czynienia z utworem nie podlegającym ochronie.

Autor: Żaneta Lerche, studentka IV roku prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego. Przedmiotem moich zainteresowań jest w szczególności prawo własności intelektualnej. W wolnych chwilach muzykuję lub jeżdżę na rowerze



czwartek, 9 października 2014

Już wkrótce nowe zasady zakupów przez Internet!

Nowa ustawa o prawach konsumenta – część 1.

Źródło: pixabay.com (licencja Public Domain CC0)


Może wielu z Was nie wie, że od 25 grudnia 2014 roku zakupy w Internecie będą rządziły się nowymi prawami. Pisząc „nowymi prawami” mam na myśli USTAWĘ O PRAWACH KONSUMENTA[1] uchwaloną 30 maja 2014 roku.

Ustawa wchodzi w życie tuż po Wigilii (25.12.2014 r.), a więc internetowe zakupy prezentów pod choinkę zrobimy jeszcze na starych, dotychczasowych zasadach. Od ogłoszenia ustawy pod koniec czerwca 2014 roku trwa bowiem 6-miesięczne tzw. vacatio legis, czyli okres przygotowania się do wejścia w życie nowych przepisów. Ten zabieg polskiego ustawodawcy, że ustawa wchodzi w życie dopiero po okresie najintensywniejszych zakupów internetowych należy uznać za celowy – pozwoli to przedsiębiorcom na dostosowanie się do nowych przepisów, umożliwi zwiększenie świadomości konsumentów na temat nowych przepisów i pozwoli uniknąć konieczności wdrażania nowych regulacji w pośpiechu i niedokładnie. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zapowiada na jesień tego roku kampanię informacyjną. Myślę, że tę blogową notkę też można potraktować jako element takiej kampanii J

Dla wielu z Was (ze mną samą na czele) jest to wyjątkowo ważny temat, bo coraz częściej rezygnujemy z tradycyjnych zakupów na rzecz handlu za pomocą środków elektronicznych. Według Raportu E-commerce 2012 J. Skorupskiej, wartość zakupów dokonywanych elektronicznie w 2012 roku stanowiła ok. 4% wartości całego rynku sprzedaży detalicznej w Polsce i ten odsetek ciągle rośnie!

Tak na marginesie wspomnę tylko, że nowa ustawa reguluje nie tylko zakupy przez Internet (zaliczane do kategorii umów nazywanych przez ustawę umowami zawieranymi na odległość[2]), ale także obejmuje regulacje dotyczące umów zawieranych poza lokalem przedsiębiorstwa (czyli na różnego rodzaju prezentacjach, pokazach czy przez przedstawicieli handlowych zjawiających się u nas w domu) oraz  umów zawieranych między konsumentem a przedsiębiorcą w sytuacjach typowych (czyli w lokalu przedsiębiorstwa). W tym opracowaniu skupię się przede wszystkim na nowych przepisach w zakresie umów zawieranych na odległość, czyli m.in. tych zawieranych przy zakupach internetowych.

Nowa ustawa zbiera w jednym akcie przepisy regulujące stosunki konsument-przedsiębiorca, które dotychczas rozrzucone były w różnych miejscach. Warto również na początku zaznaczyć, że wejście w życie nowej ustawy spowoduje uchylenie dwóch ustaw obecnie regulujących część zagadnień „konsumenckich” tj. ustawy z 27 lipca 2002 r. o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej oraz o zmianie Kodeksu cywilnego, a także ustawy z 2 marca 2000 r. o ochronie niektórych praw konsumentów oraz o odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny, wprowadzi też zmiany w Kodeksie cywilnym i innych ustawach.

Już sama nazwa ustawy zawierająca człon „o prawach konsumenta“ sugeruje, iż jest to akt prawny zapewniający ochronę przede wszystkim słabszym uczestnikom rynku, czyli konsumentom. W porównaniu do dotychczasowych regulacji, nowa ustawa zapewnia jeszcze większą ochronę praw konsumentów. Przepisy te mają specyficzny charakter, zmierzający do zapewnienia ochrony jednostek słabszych. Zgodnie z ustawą, konsument nie może zrzec się praw, które z mocy ustawy mu przysługują. Umowy zawierane między konsumentem, a przedsiębiorcą nie mogą zawierać mniej korzystnych dla konsumenta postanowień niż postanowienia ustawy. Jeśli w umowie znajdą się postanowienia mniej korzystne, to są one z mocy samego prawa (automatycznie) nieważne i należy w ich miejsce stosować postanowienia ustawowe.

Żeby nie przytłoczyć Was tak jednorazowo natłokiem informacji, postanowiłam przybliżyć szczegółowe zagadnienia związane z nową ustawę konsumencką na raty J Zacznę od  kwestii obowiązków informacyjnych przedsiębiorcy względem konsumenta[3].


Informowanie, informowanie i jeszcze raz... informowanie

Spora część nowej ustawy poświęcona jest kwestii obowiązków informacyjnych przedsiębiorców względem konsumentów przy zawieraniu umów. Chodzi tu o informacje, które muszą zostać przekazane konsumentowi przed zawarciem umowy. Dotychczasowe przepisy regulowały wyłącznie obowiązki informacyjne w przypadku umów nietypowych, czyli tych zawieranych na odległość lub poza lokalem przesiębiorstwa. Ustawa o prawach konsumenta wprowadza nowość, a mianowicie katalog obowiązków informacyjnych także w odniesieniu do umów typowych, czyli zawieranych w lokalu przedsiębiorstwa. Ma to ułatwić konsumentowi świadome podjęcie decyzji i jak najpełniejsze rozeznanie konsumenta w sytuacji, co ma zapewnić mu niezbędną ochronę.

Katalog obowiązków informacyjnych przewidzianych przed zawarciem umów nietypowych (obowiązków PRZEDkontraktowych) został ujednolicony dla obu rodzajów tych umów, czyli umów zawieranych na odległość i poza lokalem przedsiębiorstwa. Należy odnotować także jego istotne poszerzenie w porównaniu do obecnego stanu prawnego. Wśród informacji obowiązkowo przekazywanych przez sprzedawcę przed zawarciem umowy znajdują się m.in.:
       ·       pełny adres sprzedawcy i identyfikujące go dane,
       ·       dane do szybkiego i efektywnego kontaktu z przedsiębiorcą (adres mailowy, numer telefonu),
       ·       łączna cena lub wynagrodzenie,
       ·       sposób i termin płatności,
       ·       warunki dostarczenia,
       ·       informacja o przysługującym prawie do odstąpienia od umowy.

Ustawodawca wskazuje, że obowiązki informacyjne powinny zostać dopełnione najpóźniej w chwili wyrażenia przez konsumenta woli związania się umową. Przykładowym zdarzeniem będącym wyrażeniem woli związania się umową jest zapoznanie się przez konsumenta z ofertą danego przedsiębiorcy na jego stronie internetowej czy na Allegro. Informacje powinny być wyrażone prostym językiem i w czytelny sposób, za pomocą takiego środka porozumiewania się, który przedsiębiorca wykorzystuje do kontaktu z konsumentami (zazwyczaj jest to poczta elektroniczna). Podkreślić przy tym trzeba, że przedsiębiorca ma obowiązek przekazać konsumentowi wymagane informacje z własnej inicjatywy, a nie na żądanie konsumenta.

Odrębnym przepisem ustawa nakłada na przedsiębiorcę obowiązek uzyskania wyraźnej zgody konsumenta na każdą dodatkową płatność wykraczającą poza uzgodnioną cenę i obowiązek ten ma być spełniony najpóźniej w chwili wyrażenia przez konsumenta woli związania się umową. Fundamentalne znaczenie ma tutaj fakt, że zgoda konsumenta nie może wynikać z zastosowania domyślnych opcji, które konsument musi odrzucić, aby zrezygnować z dodatkowych płatności. Przykład? Niedopuszczalne będzie domyślne zaznaczenie przez przedsiębiorcę, że konsument korzysta np. z ubezpieczenia przesyłki. Oczywiście przedsiębiorca będzie mógł taką możliwość zaproponować, ale opcja ta nie może być automatycznie zaznaczona, tylko konsument sam musi ją zaznaczyć, jeśli chce z niej skorzystać. Jest to nowość w przepisach konsumenckich, która ma wzmocnić ochronę konsumentów przed ponoszeniem nieuzasadnionych kosztów, co pod rządem dotychczasowych przepisów nierzadko miało miejsce.

Warto również wspomnieć o konsekwencjach niedopełnienia przez przedsiębiorcę obowiązków informacyjnych względem konsumenta zawierającego z nim umowę na odległość. Ustawodawca nie przewidział względem wszystkich obowiązków jednolitej sankcji, więc konieczne jest sięgnięcie do kilku przepisów ustawy. W przypadku zaniechania obowiązków informacyjnych nie została przewidziana najdalej idąca sankcja, czyli nieważność umowy – następuje jednak bądź utrata przez przedsiębiorcę części jego uprawnień, bądź poszerzenie uprawnień konsumenta. Przykładowo, jeśli przedsiębiorca w odpowiednim momencie nie poinformuje nas o dodatkowej opłacie, to nie może domagać się od nas poniesienia tej opłaty. Ma to zasadnicze znaczenie w przypadku kosztu zwrotu zakupionej rzeczy. Jeśli np. odstępujemy od umowy i zwracamy zakupiony produkt, to pojawia się pytanie kto płaci za przesyłkę zwrotną wysyłaną do przedsiębiorcy. Dotychczas kwestia ta była nierozstrzygnięta przepisami prawa, a wśród prawników istniał co do tego spór. W świetle nowych przepisów konsument będzie obciążony kosztami zwrotu rzeczy tylko, jeśli zostanie o tym obowiązku w odpowiednim momencie poinformowany. W przeciwnym razie, za przesyłkę zwrotną zapłaci przedsiębiorca.

W przypadku zakupów dokonywanych drogą elektroniczną, ustawodawca wprowadził jeszcze jedną nowość, która ma chronić konsumentów przed zamaskowanymi dodatkowymi kosztami lub płatnymi usługami sprytnie ukrytymi pod pozornie darmowymi ofertami. Zgodnie z nowymi przepisami przedsiębiorca musi zapewnić, aby konsument w momencie składania zamówienia wyraźnie potwierdził, że wie, że zamówienie pociąga za sobą obowiązek zapłaty. Jeżeli do złożenia zamówienia używa się przycisku, musi być on oznaczony w czytelny sposób słowami „zamówienie z obowiązkiem zapłaty“ lub innym równoważnym sformułowaniem. W praktyce oznacza to, że dobrze znane nam określenie „Kup teraz“ na portalu Allegro będzie musiało zostać zastąpione wymuszonym przez ustawę zwrotem, jednoznacznie informującym o obowiązku zapłaty związanym z zamówieniem. Brak takiej zmiany, a zatem niedostosowanie treści przycisku do nowych przepisów będzie powodowało daleko idące konsekwencje – takie, że umowa nie zostanie ważnie zawarta. Jeśli zatem przedsiębiorca będzie posługiwał się przyciskiem, z którego treści nie wynika bezpośrednio obowiązek płatności, a konsument taki przycisk użyje (mówiąc kolokwialnie – kliknie), to w ogóle nie dojdzie do zakupu, czyli przedsiębiorca nie może się od konsumenta domagać dokonania płatności, a konsumentowi nie zostanie dostarczony żaden produkt.

Nowe przepisy konsumenckie nakładają na przedsiębiorców również pewne obowiązki POkontraktowe dla umów zawieranych na odległość (czyli również tych zawieranych drogą elektroniczną). W szczególności przedsiębiorca ma obowiązek przekazać konsumentowi potwierdzenie zawarcia umowy na odległość na trwałym nośniku w rozsądnym czasie po jej zawarciu, najpóźniej w chwili dostarczenia rzeczy lub przed rozpoczęciem świadczenia usługi. Rozsądny czas należy rozumieć jako normalny, standardowy okres potrzebny do dokonania określonej czynności, ograniczony momentem dostarczenia rzeczy. Zaś za trwały nośnik uznawane są w szczególności: papier, pamięć USB, płyta CD lub DVD, karta pamięci, dysk twardy komputera, a także poczta elektroniczna. Obowiązek przekazania potwierdzenia zawarcia umowy na odległość to kolejny instrument zapewniający właściwą ochronę konsumentów. Takie potwierdzenie pozwoli konsumentowi na swobodną analizę jego sytuacji prawnej w związku z zawartą umową.

W kolejnych notkach przybliżę Wam dalsze niezmiernie istotne zmiany, które wprowadzi nowa Ustawa o prawach konsumenta w kontekście zakupów przez Internet czy szerzej – umów zawieranych na odległość. Uchylając lekko rąbka tajemnicy J, chodzi to u wydłużone prawo do odstąpienia od umowy z 10 do 14 dni oraz kwestia odpowiedzialności za jakość rzeczy sprzedanej.


/Natalia




[1] Ustawa z dnia 30 maja 2014 r. o prawach konsumenta (Dz.U. z 2014 r. poz. 827)
Ustawa wdraża dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady nr 2011/83/UE z dnia 25 października 2011 r. w sprawie praw konsumentów. Celem dyrektywy unijnej jest ujednolicenie praw konsumentów i obowiązków sprzedających w całej UE. Dyrektywa wskazuje konkretnie datę, do której krajowe przepisy państw członkowskich powinny zostać uchwalone i wprowadzone w życie. Polski ustawodawca zanotował półroczny poślizg.
[2] Inne umowy tego rodzaju to np. umowy zawierane listownie, telefonicznie, itp.
[3] Podstawowymi materiałami, z których korzystałam do opracowania tego zagadnienia było rządowe uzasadnienie projektu Ustawy o prawach konsumenta oraz „Ustawa o prawach konsumenta. Kodeks cywilny (wyciąg). Komentarz” pod red. B. Kaczmarek-Templin, P. Stec oraz D. Szostek.

piątek, 5 września 2014

O parodii słów kilka…


O prawnych aspektach parodii nie pisało się dotychczas zbyt wiele. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych nie reguluje wprost tej kwestii i nie rozstrzyga legalności bądź nie takich gatunków jak parodia, satyra czy pastisz. Jedynie art. 29 wskazanej ustawy nieśmiało wprowadza pojęcie „praw gatunku twórczości”. Regulując dozwolony użytek publiczny, a dokładnie instytucję prawa cytatu dozwala na przytaczanie w utworach urywków innych utworów lub „drobnych utworów w całości”. Wskazuje jednak,  że jest to dozwolone jedynie w sytuacjach gdy autor kierował się w swoim działaniu uzasadnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości właśnie. Wszyscy zgodnie przyznali, że chodziło ustawodawcy właśnie o parodię, satyrę lub pastisz, ale do definiowania tych pojęć, ich granic czy dozwolonych zastosowań nikomu śpieszno nie było. Brak jest definicji parodii w ustawodawstwie krajowym, brak jest jej również w dyrektywie[1], nie było pewności czy można pojęcie to uznać jako pojęcie autonomiczne prawa Unii. Aż do przedwczoraj!

Trybunał Sprawiedliwości w Wyroku w sprawie C-201/13[2] stanął na wysokości zadania i dokonał analizy czym parodia jest w rozumieniu prawnym. Sędziowie trybunału uznali, że można definiować parodię jako pojęcie autonomiczne bez odwoływania się do porządków krajowych, ponieważ dyrektywa jasno wskazuje gdzie takie odwołanie jest konieczne - w tym miejscu odwołania nie ma. Trybunał przymierzył się też do dookreślenia czym parodia jest w rozumieniu prawnym. Brak definicji legalnej uznał jako przyzwolenie do rozumienia parodii w sposób tożsamy z potocznym rozumieniem tego gatunku twórczości. Uznał, iż do cech szczególnych parodii należy zaliczyć, że jest to utwór nawiązujący do innego utworu lub utworów, zachowujący jednak odrębność, oraz mający charakter żartobliwy, humorystyczny. Inaczej niż przy prawie cytatu nie zaznaczono tu konieczności wskazywania jakie dzieło zostało poddane parodii ani źródła pochodzenia tego dzieła. Ponadto parodia wg Trybunału nie musi spełniać przesłanek utworu, czyli m.in. być oryginalna.

Trybunał w omawianym wyroku wskazał na jeszcze jedną kwestię. Zastosowanie parodii powinno zachowywać równowagę pomiędzy wolnością wypowiedzi artystycznej parodysty, a interesami i prawami drugiej strony.[3] W każdej sprawie sąd powinien ocenić wszystkie aspekty i dokładnie poznać stan faktyczny by jego decyzje zachowywały równowagę między wskazanymi wyżej dobrami prawnymi.

Ten wyrok Trybunału moim zdaniem nie dokonuje znaczącego przełomu w postrzeganiu parodii przez doktrynę. Uświadamia jednak, że słuszne jest definiowanie parodii zgodnie z jej zwykłym znaczeniem w języku potocznym. Wskazanie przez Trybunał na równoważenie dóbr zmusza do refleksji nad zjawiskami typu street art czy trend „joke logo”, o którym więcej już wkrótce. Reasumując parodiować można, ale pamiętając o tym że parodia ma swoje granice kreowane właśnie przez „prawa gatunku twórczości”, to znaczy musi mieć charakter żartobliwy i humorystyczny, a także nie ma konieczności podawania nazwy i źródła pochodzenia sparodiowanego utworu.

Angelika J





[1] Dyrektywa 2001/29/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 22 maja 2001 r. w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym.
[2] Wyrok w sprawie C-201/13 Johan Deckmyn i Vrijheidsfonds VZW/ Helenie Vandersteen i in.
[3] Przykładem przekroczenia tej zasady jest parodia mająca cechy dyskryminacji rasowej.  


piątek, 11 lipca 2014

Wyjątkowo o prawie do ochrony wizerunku.

Mimo tego że o wizerunku i jego ochronie mówi i pisze się wiele temat ten wciąż powraca jak bumerang. Nie chcąc zanudzić Was definicjami co wizerunkiem jest, a co nie, że trzeba go chronić, że jest dobrem osobistym, że regulują to wszystko ustawy[1] postanowiłam krótko opisać to co wszystkich interesuje najbardziej – WYJĄTKI!

Zacznijmy jednak od zasady :
Aby rozpowszechniać wizerunek osoby konieczne jest uprzednie uzyskanie jej zgody.

Zasada prosta, przejrzysta i generalnie nie sprawiająca problemów. Jednak ustawodawca postanowił wprowadzić wyjątki, które co do zasady miały uprościć, a w praktyce często okazuje się że mogą sporo namieszać. Wszystkie z nich prowadzą do tego samego skutku – wystąpienie sytuacji w nich opisanej zwalnia osoby chcące rozpowszechniać czyjś wizerunek od uzyskania od tej osoby zgody.

Pierwszy wyjątek to niewymaganie uzyskania zgody od osoby, która otrzymała zapłatę za pozowanie.[2]
Przykład: Fotograf może rozpowszechniać zdjęcie modelki pozującej do zdjęć jeśli modelka otrzymała zapłatę.
Praktyka: Fotografowie, którzy płacą za pozowanie zazwyczaj podpisują umowę z modelką/modelem. W umowie tej oprócz wymienienia gdzie, kiedy i w jakim zakresie zdjęcia zostaną wykorzystane zamieszczona jest również klauzula wyrażenia zgody. Zgodnie z ustawą model/ka może również zastrzec w umowie z fotografem, że mimo że jej zgoda nie jest wymagana to nie wyraża zgody na rozpowszechnienie jej/jego zdjęć w określony sposób (np. na bilbordach reklamowych ustawionych w jej rodzinnym mieście). Wówczas zgodnie ze wskazanym artykułem ustawy fotograf nie będzie mógł skorzystać ze zdjęć w ramach zastrzeżonego pola eksploatacji. [3] Niekorzystnym zjawiskiem jest rozpowszechnianie zdjęć osób, które nie otrzymały zapłaty, ale nie wyraziły wyraźnych zastrzeżeń co to ich rozpowszechniania. Z sytuacją taką mamy do czynienia np. podczas udostępniania w ramach portfolio fotografów zdjęć z uroczystości takich jak wesela, czy studniówki. Również stwierdzenie, że osoba wyraziła zgodę, bo przecież ustawiła się do zdjęcia i wiedziała że jest robione jest błędne. Osoba ta bowiem wyraziła zgodę na wykonanie zdjęcia, nie na jego rozpowszechnienie. Pamiętać należy, że rozpowszechnianie wizerunku bez zgody osób na nim przedstawionych jest naruszeniem, a wskazane wyjątki muszą być rozpatrywane wąsko i nie można dopasowywać ich do podobnych sytuacji.

zdjęcie ze zbiorów własnych
Nie wymaga się uzyskiwania zgody od „osoby stanowiącej jedynie szczegół całości takiej jak zgromadzenie, krajobraz, publiczna impreza.”[4] Miejsca wskazane w ustawie są przykładowe, więc będzie to dotyczyć również wspomnianych wyżej studniówek, czy imprez w klubach.  Jednak problem pojawia się tutaj z określeniem kim jest „osoba stanowiąca szczegół całości”? Czy są to osoby od określonego rzędu sali, czy może tylko te odwrócone tyłem albo może wystarczy tylko zamalować twarz markerem? Niestety występuje tutaj tak ukochany przez prawników spór. Co do zasady stwierdza się jednak, że obowiązek uzyskania zgody będzie aktualizował się wtedy gdy przedstawiona na zdjęciu osoba będzie rozpoznawalna, każdy będzie mógł ją zidentyfikować. Jednak sama możliwość zidentyfikowania osoby nie wystarczy. Często bowiem dla najbliższych tej osoby będzie ona rozpoznawalna z bardzo daleka. Wobec tego by określić czy osoba jest na zdjęciu szczegółem czy już istotą zdjęcia można wykonać prosty test zadając pytanie: Czy usunięcie tej osoby ze zdjęcia zmieni jego treść? Jeśli nie, to można wskazywać, że osoba jest tylko szczegółem. Przykładem takiego zdjęcia będzie fotografia zrobiona w okolicach wieży Eiffla, na której oprócz nas na drugim czy trzecim planie uchwycimy nieznanych nam turystów. Usunięcie ze zdjęcia tych turystów co do zasady nie zmieni jego treści – więc są oni szczegółem.

Ostatnim wyjątkiem wskazanym w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych jest niewymagalność uzyskiwania zgody od:
 „osoby powszechnie znanej, jeżeli wizerunek wykonano w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznych, w szczególności politycznych, społecznych, zawodowych”.[5]
Kim jest osoba powszechnie znana? Nie ma jednolitej definicji lub listy takich osób. Wskazuje się często, że jest to osoba, którą interesuje się szeroko rozumiana opinia publiczna, a więc z pewnością politycy, gwiazdy, sławni aktorzy. Jedno z orzeczeń Sądu Najwyższego wskazuje, że są to:
takie osoby, które wprost lub w sposób dorozumiany godzą się na podawanie do publicznej wiadomości wiedzy o swoim życiu, w tym także osoby prowadzące działalność gospodarczą lub społeczną. Są to osoby, które uczestniczą w życiu publicznym.”[6]
Można więc zrobić zdjęcie politykowi w trakcie jego konferencji prasowej, w ramach kampanii wyborczej i rozpowszechniać je bez jego zgody. Nie można jednak rozpowszechniać zdjęć zrobionych w trakcie jego prywatnych wakacji, wyjazdu na narty. Pamiętać należy ponadto, że osobą publiczną nie koniecznie jest żona polityka czy jego dzieci.

Wyjątki opisałam posługując się najpowszechniejszym przykładem rozpowszechniania wizerunku osoby jakim są zdjęcia. Należy jednak pamiętać że wskazane wyżej uwagi dotyczą również innych form utrwalenia wizerunku jak nagrywanie, teledyski, filmy, a niektórzy twierdzą nawet że samo wykorzystanie głosu czy stworzenie awatara w grach typu MMO na wzór istniejącej osoby.

Oprócz tych standardowych wymienianych praktycznie wszędzie wyjątków pozwolę sobie jeszcze nakreślić dwa wynikające już z innych ustaw. Są to wyjątki mniej przydatne w normalnym funkcjonowaniu, ale mogą być dla niektórych nurtujące. Pierwsza regulacja znajduje się w ustawie Prawo Prasowe, która to wprowadza zakaz publikowania:
„w prasie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, jak również danych osobowych i wizerunków świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych, chyba że osoby te wyrażą na to zgodę[7]
Jest to regulacja spójna z wcześniej wspomnianą, ponieważ wymagana jest zgoda. Jednak w dalszych przepisach dopuszczona jest możliwość pominięcia konieczności uzyskania zgody od osoby której wizerunek chce się udostępnić. Wówczas prokurator lub sąd może zezwolić ze względu na ważny interes społeczny na ujawnienie i rozpowszechnienie wizerunku osoby, przeciwko której toczy się postępowanie. Warto jednak odnotować, że wyjątek ten nie dotyczy już świadków czy pokrzywdzonych w sprawie.
Również tzw. list gończy jest wyjątkiem od uzyskiwania zgody na rozpowszechnienie wizerunku. W określonych prawem sytuacjach sąd może nakazać publikację wizerunku osoby poszukiwanej – oczywiście bez jej zgody . J

Na koniec pamiętać należy jeszcze o jednym! Nie szukajmy wyjątków, nie doszukujmy się kiedy można nie zapytać o zgodę. Oprócz wysokich konsekwencji prawnych za rozpowszechnienie wizerunku bez zgody osoby uprawnionej zawsze pozostaje jeszcze sfera etyczna i moralna takiego zachowania.  A przecież… wystarczy zapytać. 

/Angelika :)



[1] kodeks cywilny ; ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
[2] art.81 ust. 1 zd.2 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
[3] pole eksploatacji to określenie sposobu, w jaki może być wykorzystywany utwór czy wizerunek.
[4] art. 81 ust. 2 pkt. 2 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
[5] tamże, art. 81 ust. 2 pkt. 1.
[6] Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 5.06.2009r. sygn. I CSK 465/08.
[7] art. 13 ust. 2 ustawy Prawo Prasowe. 

piątek, 4 lipca 2014

Internet nie zapomina niczego – a może jednak? Słów kilka o prawie do bycia zapomnianym.

Źródło: pixabay.com (licencja Public Domain CC0)

Przyzwyczailiśmy się już do tego, że w Googlach można znaleźć wszystko. Mówi się nawet, że jak czegoś tam nie ma, to to w ogóle nie istnieje. Są jednak sytuacje, gdy nie jest nam na rękę to, co można wyszukać w Internecie za pośrednictwem wyszukiwarki – jakieś niepochlebne i nieprawdziwe informacje na nasz temat czy nieaktualne już doniesienia o naszych wybrykach. Takich m.in. sytuacji dotyczy tzw. prawo do bycia zapomnianym, z którego można skorzystać na podstawie unijnych przepisów[1], wdrożonych do naszego polskiego prawa. O tym temacie zrobiło się ostatnio głośno z powodu przełomowego wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE[2], który ostatecznie usankcjonował prawo do bycia zapomnianym, przyznając każdej osobie fizycznej prawo do żądania usunięcia dotyczących jej danych z wyników wyszukiwania Google.

Zatem na czym polega i jak przebiega procedura „bycia zapomnianym” w wyszukiwarce Google?
  1. Na podstawie tego uprawnienia możesz zwrócić się do operatora wyszukiwarki Google, aby usunął z wyników wyszukiwania linki kierujące do stron, na których znajdują się niepożądane dane o Tobie.
  2. Z tego prawa może skorzystać każdy obywatel Unii Europejskiej, ale wyłącznie osoba fizyczna. Czyli jeśli niepożądane dane dotyczą np. Twojej firmy czy stowarzyszenia, którym kierujesz, a nie Ciebie personalnie, to niestety nie możesz żądać usunięcia takich danych.
  3. To uprawnienie przysługuje wyłącznie w odniesieniu do wyników wyszukiwania, gdy wyszukiwaną frazą jest imię i nazwisko danej osoby (np. „Jan Kowalski”). Chodzi tu o to, aby informacje znajdujące się w wynikach wyszukiwania nie ukazywały niezgodnej z rzeczywistością sylwetki danej osoby. Oznacza to jednak, że np. jeśli Jan Kowalski pełni funkcję prezesa spółki XYZ i niepożądane informacje o nim wyświetlają się również po wpisaniu w Google frazy „prezes spółki XYZ”, to dla tego przypadku ta procedura nie znajdzie zastosowania.
  4. Uprawnienie to nie ma charakteru nieograniczonego. Niepożądane dane pojawiające się w wynikach wyszukiwania mogą zostać usunięte tylko z ważnych i uzasadnionych przyczyn, wynikających z konkretnej sytuacji danej osoby. Przyczynami takimi może być: niekompletność, nieaktualność, niedokładność danych, ich nieprawdziwość, niewłaściwość, niestosowność czy też nadmierność w stosunku do celów, dla których są przetwarzane. Gdy choć jedna z tych przesłanek jest spełniona, wniosek o usunięcie danych jest zasadny.
  5. Są jednak szczególne sytuacje, w których wniosek o usunięcie danych może zostać nieuwzględniony, mimo spełnienia przesłanek. Dotyczy to treści pożądanych z punktu widzenia interesu publicznego, czyli np. informacji o przestępstwach, zaniedbaniach zawodowych czy informacji o osobach pełniących funkcje publiczne. Wyjątkiem są również sytuacje, gdy dane są przetwarzane dla celów statystycznych, historycznych czy naukowych. Takie rozwiązanie ma na celu zachowanie prawa obywateli do informacji oraz swobody wypowiedzi.
  6. Aby zapewnić obywatelom UE prawo do bycia zapomnianym, Google stworzył specjalny internetowy formularz do zgłaszania wniosków o usunięcie wybranych wyników wyszukiwania. Formularz ten można znaleźć pod następującym adresem:
    https://support.google.com/legal/contact/lr_eudpa?product=websearch&hl=pl
  7. W formularzu oprócz imienia i nazwiska, kraju i adresu mailowego, należy wskazać adresy linków, o których usunięcie się zwracasz wraz z uzasadnieniem dlaczego to usunięcie jest zasadne, oddzielnie dla każdego adresu. Ponadto konieczne jest również załączenie skanu dokumentu potwierdzającego Twoją tożsamość. Nie musi być to jednak dowód osobisty czy paszport. Możemy zasłonić pewne części dokumentu (np. numer, datę), pod warunkiem, że pozostałe informacje umożliwiają zidentyfikowanie Cię. Możemy zasłonić również zdjęcie w dokumencie, o ile nie domagasz się usunięcia stron zawierających fotografie z Twoim wizerunkiem.
  8. Każdy wniosek jest indywidualnie rozpatrywany pod kątem jego zasadności. Póki co Google nie określa żadnego maksymalnego czasu do uzyskania decyzji, co oznacza, że na „zapomnienie” będzie trzeba trochę zaczekać. Google powołał specjalny zespół doradców, który ma pomagać przy rozpatrywaniu wniosków. W skład tego zespołu wchodzi m.in. prezes wykonawczy Google Eric Schmidt czy założyciel Wikipedii Jimmy Wales.
  9. Dobrze jest pamiętać, że jeśli Google nie uwzględni Twojego żądania, to taka negatywna decyzja podlega zaskarżeniu do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, a w dalszej kolejności jest jeszcze możliwe odwołanie do sądu administracyjnego.
  10. Musimy pamiętać, że poprzez omówioną procedurę nie usuniesz z przestrzeni Internetu oryginalnych stron, na których znajdują się niepożądane dane o Tobie – strony z artykułem prasowym, bloga czy forum. Te dane nadal będą istnieć w sieci, a jedynie nie będą wyświetlane na liście prezentowanych w wyszukiwarce rezultatów wyszukiwania według Twojego nazwiska. Nadal będzie możliwe więc dotarcie do tych treści, używając innych fraz w wyszukiwarce lub wpisując bezpośrednio adres strony źródłowej.

Warto wspomnieć na marginesie, że wdrożona procedura wywołała wiele kontrowersji ze względu na związane z nią możliwe nadużycia przeciwko wolności słowa, swobodzie wypowiedzi i prawu dostępu do informacji.

Podsumowując: jeśli profil Twojej osoby kreowany przez wyniki wyszukiwarki Google nie jest aktualny, prawdziwy lub narusza Twoje prawa, w tym np. prawo do ochrony Twojej prywatności, to warto skorzystać z uprawnienia do usunięcia takich niepożądanych danych. Konieczne będzie jednak uzbrojenie się w cierpliwość, ponieważ oczekiwanie na decyzję może być długie. Procedura jest sporym wyzwaniem technicznym dla Google. Koncern dopiero ją wdraża i jej usprawnienie pewnie zajmie trochę czasu.

Eric Schmidt z Google w jedynym z wywiadów stwierdził, że „za dziesięć lat dzisiejsza młodzież będzie zmieniać nazwiska, bo nie będzie chciała być kojarzona z treściami, które dziś publikuje na swój temat”. Może obędzie się bez zmiany nazwiska, a wystarczy skorzystanie z prawa do bycia zapomnianym :)


/Natalia




[1] Dyrektywa 95/46/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 24 października 1995 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w zakresie przetwarzania danych osobowych i swobodnego przepływu tych danych
[2] Wyrok Trybunału (wielka izba) z dnia 13 maja 2014 r. w sprawie C-131/12