czwartek, 9 października 2014

Już wkrótce nowe zasady zakupów przez Internet!

Nowa ustawa o prawach konsumenta – część 1.

Źródło: pixabay.com (licencja Public Domain CC0)


Może wielu z Was nie wie, że od 25 grudnia 2014 roku zakupy w Internecie będą rządziły się nowymi prawami. Pisząc „nowymi prawami” mam na myśli USTAWĘ O PRAWACH KONSUMENTA[1] uchwaloną 30 maja 2014 roku.

Ustawa wchodzi w życie tuż po Wigilii (25.12.2014 r.), a więc internetowe zakupy prezentów pod choinkę zrobimy jeszcze na starych, dotychczasowych zasadach. Od ogłoszenia ustawy pod koniec czerwca 2014 roku trwa bowiem 6-miesięczne tzw. vacatio legis, czyli okres przygotowania się do wejścia w życie nowych przepisów. Ten zabieg polskiego ustawodawcy, że ustawa wchodzi w życie dopiero po okresie najintensywniejszych zakupów internetowych należy uznać za celowy – pozwoli to przedsiębiorcom na dostosowanie się do nowych przepisów, umożliwi zwiększenie świadomości konsumentów na temat nowych przepisów i pozwoli uniknąć konieczności wdrażania nowych regulacji w pośpiechu i niedokładnie. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zapowiada na jesień tego roku kampanię informacyjną. Myślę, że tę blogową notkę też można potraktować jako element takiej kampanii J

Dla wielu z Was (ze mną samą na czele) jest to wyjątkowo ważny temat, bo coraz częściej rezygnujemy z tradycyjnych zakupów na rzecz handlu za pomocą środków elektronicznych. Według Raportu E-commerce 2012 J. Skorupskiej, wartość zakupów dokonywanych elektronicznie w 2012 roku stanowiła ok. 4% wartości całego rynku sprzedaży detalicznej w Polsce i ten odsetek ciągle rośnie!

Tak na marginesie wspomnę tylko, że nowa ustawa reguluje nie tylko zakupy przez Internet (zaliczane do kategorii umów nazywanych przez ustawę umowami zawieranymi na odległość[2]), ale także obejmuje regulacje dotyczące umów zawieranych poza lokalem przedsiębiorstwa (czyli na różnego rodzaju prezentacjach, pokazach czy przez przedstawicieli handlowych zjawiających się u nas w domu) oraz  umów zawieranych między konsumentem a przedsiębiorcą w sytuacjach typowych (czyli w lokalu przedsiębiorstwa). W tym opracowaniu skupię się przede wszystkim na nowych przepisach w zakresie umów zawieranych na odległość, czyli m.in. tych zawieranych przy zakupach internetowych.

Nowa ustawa zbiera w jednym akcie przepisy regulujące stosunki konsument-przedsiębiorca, które dotychczas rozrzucone były w różnych miejscach. Warto również na początku zaznaczyć, że wejście w życie nowej ustawy spowoduje uchylenie dwóch ustaw obecnie regulujących część zagadnień „konsumenckich” tj. ustawy z 27 lipca 2002 r. o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej oraz o zmianie Kodeksu cywilnego, a także ustawy z 2 marca 2000 r. o ochronie niektórych praw konsumentów oraz o odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny, wprowadzi też zmiany w Kodeksie cywilnym i innych ustawach.

Już sama nazwa ustawy zawierająca człon „o prawach konsumenta“ sugeruje, iż jest to akt prawny zapewniający ochronę przede wszystkim słabszym uczestnikom rynku, czyli konsumentom. W porównaniu do dotychczasowych regulacji, nowa ustawa zapewnia jeszcze większą ochronę praw konsumentów. Przepisy te mają specyficzny charakter, zmierzający do zapewnienia ochrony jednostek słabszych. Zgodnie z ustawą, konsument nie może zrzec się praw, które z mocy ustawy mu przysługują. Umowy zawierane między konsumentem, a przedsiębiorcą nie mogą zawierać mniej korzystnych dla konsumenta postanowień niż postanowienia ustawy. Jeśli w umowie znajdą się postanowienia mniej korzystne, to są one z mocy samego prawa (automatycznie) nieważne i należy w ich miejsce stosować postanowienia ustawowe.

Żeby nie przytłoczyć Was tak jednorazowo natłokiem informacji, postanowiłam przybliżyć szczegółowe zagadnienia związane z nową ustawę konsumencką na raty J Zacznę od  kwestii obowiązków informacyjnych przedsiębiorcy względem konsumenta[3].


Informowanie, informowanie i jeszcze raz... informowanie

Spora część nowej ustawy poświęcona jest kwestii obowiązków informacyjnych przedsiębiorców względem konsumentów przy zawieraniu umów. Chodzi tu o informacje, które muszą zostać przekazane konsumentowi przed zawarciem umowy. Dotychczasowe przepisy regulowały wyłącznie obowiązki informacyjne w przypadku umów nietypowych, czyli tych zawieranych na odległość lub poza lokalem przesiębiorstwa. Ustawa o prawach konsumenta wprowadza nowość, a mianowicie katalog obowiązków informacyjnych także w odniesieniu do umów typowych, czyli zawieranych w lokalu przedsiębiorstwa. Ma to ułatwić konsumentowi świadome podjęcie decyzji i jak najpełniejsze rozeznanie konsumenta w sytuacji, co ma zapewnić mu niezbędną ochronę.

Katalog obowiązków informacyjnych przewidzianych przed zawarciem umów nietypowych (obowiązków PRZEDkontraktowych) został ujednolicony dla obu rodzajów tych umów, czyli umów zawieranych na odległość i poza lokalem przedsiębiorstwa. Należy odnotować także jego istotne poszerzenie w porównaniu do obecnego stanu prawnego. Wśród informacji obowiązkowo przekazywanych przez sprzedawcę przed zawarciem umowy znajdują się m.in.:
       ·       pełny adres sprzedawcy i identyfikujące go dane,
       ·       dane do szybkiego i efektywnego kontaktu z przedsiębiorcą (adres mailowy, numer telefonu),
       ·       łączna cena lub wynagrodzenie,
       ·       sposób i termin płatności,
       ·       warunki dostarczenia,
       ·       informacja o przysługującym prawie do odstąpienia od umowy.

Ustawodawca wskazuje, że obowiązki informacyjne powinny zostać dopełnione najpóźniej w chwili wyrażenia przez konsumenta woli związania się umową. Przykładowym zdarzeniem będącym wyrażeniem woli związania się umową jest zapoznanie się przez konsumenta z ofertą danego przedsiębiorcy na jego stronie internetowej czy na Allegro. Informacje powinny być wyrażone prostym językiem i w czytelny sposób, za pomocą takiego środka porozumiewania się, który przedsiębiorca wykorzystuje do kontaktu z konsumentami (zazwyczaj jest to poczta elektroniczna). Podkreślić przy tym trzeba, że przedsiębiorca ma obowiązek przekazać konsumentowi wymagane informacje z własnej inicjatywy, a nie na żądanie konsumenta.

Odrębnym przepisem ustawa nakłada na przedsiębiorcę obowiązek uzyskania wyraźnej zgody konsumenta na każdą dodatkową płatność wykraczającą poza uzgodnioną cenę i obowiązek ten ma być spełniony najpóźniej w chwili wyrażenia przez konsumenta woli związania się umową. Fundamentalne znaczenie ma tutaj fakt, że zgoda konsumenta nie może wynikać z zastosowania domyślnych opcji, które konsument musi odrzucić, aby zrezygnować z dodatkowych płatności. Przykład? Niedopuszczalne będzie domyślne zaznaczenie przez przedsiębiorcę, że konsument korzysta np. z ubezpieczenia przesyłki. Oczywiście przedsiębiorca będzie mógł taką możliwość zaproponować, ale opcja ta nie może być automatycznie zaznaczona, tylko konsument sam musi ją zaznaczyć, jeśli chce z niej skorzystać. Jest to nowość w przepisach konsumenckich, która ma wzmocnić ochronę konsumentów przed ponoszeniem nieuzasadnionych kosztów, co pod rządem dotychczasowych przepisów nierzadko miało miejsce.

Warto również wspomnieć o konsekwencjach niedopełnienia przez przedsiębiorcę obowiązków informacyjnych względem konsumenta zawierającego z nim umowę na odległość. Ustawodawca nie przewidział względem wszystkich obowiązków jednolitej sankcji, więc konieczne jest sięgnięcie do kilku przepisów ustawy. W przypadku zaniechania obowiązków informacyjnych nie została przewidziana najdalej idąca sankcja, czyli nieważność umowy – następuje jednak bądź utrata przez przedsiębiorcę części jego uprawnień, bądź poszerzenie uprawnień konsumenta. Przykładowo, jeśli przedsiębiorca w odpowiednim momencie nie poinformuje nas o dodatkowej opłacie, to nie może domagać się od nas poniesienia tej opłaty. Ma to zasadnicze znaczenie w przypadku kosztu zwrotu zakupionej rzeczy. Jeśli np. odstępujemy od umowy i zwracamy zakupiony produkt, to pojawia się pytanie kto płaci za przesyłkę zwrotną wysyłaną do przedsiębiorcy. Dotychczas kwestia ta była nierozstrzygnięta przepisami prawa, a wśród prawników istniał co do tego spór. W świetle nowych przepisów konsument będzie obciążony kosztami zwrotu rzeczy tylko, jeśli zostanie o tym obowiązku w odpowiednim momencie poinformowany. W przeciwnym razie, za przesyłkę zwrotną zapłaci przedsiębiorca.

W przypadku zakupów dokonywanych drogą elektroniczną, ustawodawca wprowadził jeszcze jedną nowość, która ma chronić konsumentów przed zamaskowanymi dodatkowymi kosztami lub płatnymi usługami sprytnie ukrytymi pod pozornie darmowymi ofertami. Zgodnie z nowymi przepisami przedsiębiorca musi zapewnić, aby konsument w momencie składania zamówienia wyraźnie potwierdził, że wie, że zamówienie pociąga za sobą obowiązek zapłaty. Jeżeli do złożenia zamówienia używa się przycisku, musi być on oznaczony w czytelny sposób słowami „zamówienie z obowiązkiem zapłaty“ lub innym równoważnym sformułowaniem. W praktyce oznacza to, że dobrze znane nam określenie „Kup teraz“ na portalu Allegro będzie musiało zostać zastąpione wymuszonym przez ustawę zwrotem, jednoznacznie informującym o obowiązku zapłaty związanym z zamówieniem. Brak takiej zmiany, a zatem niedostosowanie treści przycisku do nowych przepisów będzie powodowało daleko idące konsekwencje – takie, że umowa nie zostanie ważnie zawarta. Jeśli zatem przedsiębiorca będzie posługiwał się przyciskiem, z którego treści nie wynika bezpośrednio obowiązek płatności, a konsument taki przycisk użyje (mówiąc kolokwialnie – kliknie), to w ogóle nie dojdzie do zakupu, czyli przedsiębiorca nie może się od konsumenta domagać dokonania płatności, a konsumentowi nie zostanie dostarczony żaden produkt.

Nowe przepisy konsumenckie nakładają na przedsiębiorców również pewne obowiązki POkontraktowe dla umów zawieranych na odległość (czyli również tych zawieranych drogą elektroniczną). W szczególności przedsiębiorca ma obowiązek przekazać konsumentowi potwierdzenie zawarcia umowy na odległość na trwałym nośniku w rozsądnym czasie po jej zawarciu, najpóźniej w chwili dostarczenia rzeczy lub przed rozpoczęciem świadczenia usługi. Rozsądny czas należy rozumieć jako normalny, standardowy okres potrzebny do dokonania określonej czynności, ograniczony momentem dostarczenia rzeczy. Zaś za trwały nośnik uznawane są w szczególności: papier, pamięć USB, płyta CD lub DVD, karta pamięci, dysk twardy komputera, a także poczta elektroniczna. Obowiązek przekazania potwierdzenia zawarcia umowy na odległość to kolejny instrument zapewniający właściwą ochronę konsumentów. Takie potwierdzenie pozwoli konsumentowi na swobodną analizę jego sytuacji prawnej w związku z zawartą umową.

W kolejnych notkach przybliżę Wam dalsze niezmiernie istotne zmiany, które wprowadzi nowa Ustawa o prawach konsumenta w kontekście zakupów przez Internet czy szerzej – umów zawieranych na odległość. Uchylając lekko rąbka tajemnicy J, chodzi to u wydłużone prawo do odstąpienia od umowy z 10 do 14 dni oraz kwestia odpowiedzialności za jakość rzeczy sprzedanej.


/Natalia




[1] Ustawa z dnia 30 maja 2014 r. o prawach konsumenta (Dz.U. z 2014 r. poz. 827)
Ustawa wdraża dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady nr 2011/83/UE z dnia 25 października 2011 r. w sprawie praw konsumentów. Celem dyrektywy unijnej jest ujednolicenie praw konsumentów i obowiązków sprzedających w całej UE. Dyrektywa wskazuje konkretnie datę, do której krajowe przepisy państw członkowskich powinny zostać uchwalone i wprowadzone w życie. Polski ustawodawca zanotował półroczny poślizg.
[2] Inne umowy tego rodzaju to np. umowy zawierane listownie, telefonicznie, itp.
[3] Podstawowymi materiałami, z których korzystałam do opracowania tego zagadnienia było rządowe uzasadnienie projektu Ustawy o prawach konsumenta oraz „Ustawa o prawach konsumenta. Kodeks cywilny (wyciąg). Komentarz” pod red. B. Kaczmarek-Templin, P. Stec oraz D. Szostek.

piątek, 5 września 2014

O parodii słów kilka…


O prawnych aspektach parodii nie pisało się dotychczas zbyt wiele. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych nie reguluje wprost tej kwestii i nie rozstrzyga legalności bądź nie takich gatunków jak parodia, satyra czy pastisz. Jedynie art. 29 wskazanej ustawy nieśmiało wprowadza pojęcie „praw gatunku twórczości”. Regulując dozwolony użytek publiczny, a dokładnie instytucję prawa cytatu dozwala na przytaczanie w utworach urywków innych utworów lub „drobnych utworów w całości”. Wskazuje jednak,  że jest to dozwolone jedynie w sytuacjach gdy autor kierował się w swoim działaniu uzasadnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości właśnie. Wszyscy zgodnie przyznali, że chodziło ustawodawcy właśnie o parodię, satyrę lub pastisz, ale do definiowania tych pojęć, ich granic czy dozwolonych zastosowań nikomu śpieszno nie było. Brak jest definicji parodii w ustawodawstwie krajowym, brak jest jej również w dyrektywie[1], nie było pewności czy można pojęcie to uznać jako pojęcie autonomiczne prawa Unii. Aż do przedwczoraj!

Trybunał Sprawiedliwości w Wyroku w sprawie C-201/13[2] stanął na wysokości zadania i dokonał analizy czym parodia jest w rozumieniu prawnym. Sędziowie trybunału uznali, że można definiować parodię jako pojęcie autonomiczne bez odwoływania się do porządków krajowych, ponieważ dyrektywa jasno wskazuje gdzie takie odwołanie jest konieczne - w tym miejscu odwołania nie ma. Trybunał przymierzył się też do dookreślenia czym parodia jest w rozumieniu prawnym. Brak definicji legalnej uznał jako przyzwolenie do rozumienia parodii w sposób tożsamy z potocznym rozumieniem tego gatunku twórczości. Uznał, iż do cech szczególnych parodii należy zaliczyć, że jest to utwór nawiązujący do innego utworu lub utworów, zachowujący jednak odrębność, oraz mający charakter żartobliwy, humorystyczny. Inaczej niż przy prawie cytatu nie zaznaczono tu konieczności wskazywania jakie dzieło zostało poddane parodii ani źródła pochodzenia tego dzieła. Ponadto parodia wg Trybunału nie musi spełniać przesłanek utworu, czyli m.in. być oryginalna.

Trybunał w omawianym wyroku wskazał na jeszcze jedną kwestię. Zastosowanie parodii powinno zachowywać równowagę pomiędzy wolnością wypowiedzi artystycznej parodysty, a interesami i prawami drugiej strony.[3] W każdej sprawie sąd powinien ocenić wszystkie aspekty i dokładnie poznać stan faktyczny by jego decyzje zachowywały równowagę między wskazanymi wyżej dobrami prawnymi.

Ten wyrok Trybunału moim zdaniem nie dokonuje znaczącego przełomu w postrzeganiu parodii przez doktrynę. Uświadamia jednak, że słuszne jest definiowanie parodii zgodnie z jej zwykłym znaczeniem w języku potocznym. Wskazanie przez Trybunał na równoważenie dóbr zmusza do refleksji nad zjawiskami typu street art czy trend „joke logo”, o którym więcej już wkrótce. Reasumując parodiować można, ale pamiętając o tym że parodia ma swoje granice kreowane właśnie przez „prawa gatunku twórczości”, to znaczy musi mieć charakter żartobliwy i humorystyczny, a także nie ma konieczności podawania nazwy i źródła pochodzenia sparodiowanego utworu.

Angelika J





[1] Dyrektywa 2001/29/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 22 maja 2001 r. w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym.
[2] Wyrok w sprawie C-201/13 Johan Deckmyn i Vrijheidsfonds VZW/ Helenie Vandersteen i in.
[3] Przykładem przekroczenia tej zasady jest parodia mająca cechy dyskryminacji rasowej.  


piątek, 11 lipca 2014

Wyjątkowo o prawie do ochrony wizerunku.

Mimo tego że o wizerunku i jego ochronie mówi i pisze się wiele temat ten wciąż powraca jak bumerang. Nie chcąc zanudzić Was definicjami co wizerunkiem jest, a co nie, że trzeba go chronić, że jest dobrem osobistym, że regulują to wszystko ustawy[1] postanowiłam krótko opisać to co wszystkich interesuje najbardziej – WYJĄTKI!

Zacznijmy jednak od zasady :
Aby rozpowszechniać wizerunek osoby konieczne jest uprzednie uzyskanie jej zgody.

Zasada prosta, przejrzysta i generalnie nie sprawiająca problemów. Jednak ustawodawca postanowił wprowadzić wyjątki, które co do zasady miały uprościć, a w praktyce często okazuje się że mogą sporo namieszać. Wszystkie z nich prowadzą do tego samego skutku – wystąpienie sytuacji w nich opisanej zwalnia osoby chcące rozpowszechniać czyjś wizerunek od uzyskania od tej osoby zgody.

Pierwszy wyjątek to niewymaganie uzyskania zgody od osoby, która otrzymała zapłatę za pozowanie.[2]
Przykład: Fotograf może rozpowszechniać zdjęcie modelki pozującej do zdjęć jeśli modelka otrzymała zapłatę.
Praktyka: Fotografowie, którzy płacą za pozowanie zazwyczaj podpisują umowę z modelką/modelem. W umowie tej oprócz wymienienia gdzie, kiedy i w jakim zakresie zdjęcia zostaną wykorzystane zamieszczona jest również klauzula wyrażenia zgody. Zgodnie z ustawą model/ka może również zastrzec w umowie z fotografem, że mimo że jej zgoda nie jest wymagana to nie wyraża zgody na rozpowszechnienie jej/jego zdjęć w określony sposób (np. na bilbordach reklamowych ustawionych w jej rodzinnym mieście). Wówczas zgodnie ze wskazanym artykułem ustawy fotograf nie będzie mógł skorzystać ze zdjęć w ramach zastrzeżonego pola eksploatacji. [3] Niekorzystnym zjawiskiem jest rozpowszechnianie zdjęć osób, które nie otrzymały zapłaty, ale nie wyraziły wyraźnych zastrzeżeń co to ich rozpowszechniania. Z sytuacją taką mamy do czynienia np. podczas udostępniania w ramach portfolio fotografów zdjęć z uroczystości takich jak wesela, czy studniówki. Również stwierdzenie, że osoba wyraziła zgodę, bo przecież ustawiła się do zdjęcia i wiedziała że jest robione jest błędne. Osoba ta bowiem wyraziła zgodę na wykonanie zdjęcia, nie na jego rozpowszechnienie. Pamiętać należy, że rozpowszechnianie wizerunku bez zgody osób na nim przedstawionych jest naruszeniem, a wskazane wyjątki muszą być rozpatrywane wąsko i nie można dopasowywać ich do podobnych sytuacji.

zdjęcie ze zbiorów własnych
Nie wymaga się uzyskiwania zgody od „osoby stanowiącej jedynie szczegół całości takiej jak zgromadzenie, krajobraz, publiczna impreza.”[4] Miejsca wskazane w ustawie są przykładowe, więc będzie to dotyczyć również wspomnianych wyżej studniówek, czy imprez w klubach.  Jednak problem pojawia się tutaj z określeniem kim jest „osoba stanowiąca szczegół całości”? Czy są to osoby od określonego rzędu sali, czy może tylko te odwrócone tyłem albo może wystarczy tylko zamalować twarz markerem? Niestety występuje tutaj tak ukochany przez prawników spór. Co do zasady stwierdza się jednak, że obowiązek uzyskania zgody będzie aktualizował się wtedy gdy przedstawiona na zdjęciu osoba będzie rozpoznawalna, każdy będzie mógł ją zidentyfikować. Jednak sama możliwość zidentyfikowania osoby nie wystarczy. Często bowiem dla najbliższych tej osoby będzie ona rozpoznawalna z bardzo daleka. Wobec tego by określić czy osoba jest na zdjęciu szczegółem czy już istotą zdjęcia można wykonać prosty test zadając pytanie: Czy usunięcie tej osoby ze zdjęcia zmieni jego treść? Jeśli nie, to można wskazywać, że osoba jest tylko szczegółem. Przykładem takiego zdjęcia będzie fotografia zrobiona w okolicach wieży Eiffla, na której oprócz nas na drugim czy trzecim planie uchwycimy nieznanych nam turystów. Usunięcie ze zdjęcia tych turystów co do zasady nie zmieni jego treści – więc są oni szczegółem.

Ostatnim wyjątkiem wskazanym w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych jest niewymagalność uzyskiwania zgody od:
 „osoby powszechnie znanej, jeżeli wizerunek wykonano w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznych, w szczególności politycznych, społecznych, zawodowych”.[5]
Kim jest osoba powszechnie znana? Nie ma jednolitej definicji lub listy takich osób. Wskazuje się często, że jest to osoba, którą interesuje się szeroko rozumiana opinia publiczna, a więc z pewnością politycy, gwiazdy, sławni aktorzy. Jedno z orzeczeń Sądu Najwyższego wskazuje, że są to:
takie osoby, które wprost lub w sposób dorozumiany godzą się na podawanie do publicznej wiadomości wiedzy o swoim życiu, w tym także osoby prowadzące działalność gospodarczą lub społeczną. Są to osoby, które uczestniczą w życiu publicznym.”[6]
Można więc zrobić zdjęcie politykowi w trakcie jego konferencji prasowej, w ramach kampanii wyborczej i rozpowszechniać je bez jego zgody. Nie można jednak rozpowszechniać zdjęć zrobionych w trakcie jego prywatnych wakacji, wyjazdu na narty. Pamiętać należy ponadto, że osobą publiczną nie koniecznie jest żona polityka czy jego dzieci.

Wyjątki opisałam posługując się najpowszechniejszym przykładem rozpowszechniania wizerunku osoby jakim są zdjęcia. Należy jednak pamiętać że wskazane wyżej uwagi dotyczą również innych form utrwalenia wizerunku jak nagrywanie, teledyski, filmy, a niektórzy twierdzą nawet że samo wykorzystanie głosu czy stworzenie awatara w grach typu MMO na wzór istniejącej osoby.

Oprócz tych standardowych wymienianych praktycznie wszędzie wyjątków pozwolę sobie jeszcze nakreślić dwa wynikające już z innych ustaw. Są to wyjątki mniej przydatne w normalnym funkcjonowaniu, ale mogą być dla niektórych nurtujące. Pierwsza regulacja znajduje się w ustawie Prawo Prasowe, która to wprowadza zakaz publikowania:
„w prasie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, jak również danych osobowych i wizerunków świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych, chyba że osoby te wyrażą na to zgodę[7]
Jest to regulacja spójna z wcześniej wspomnianą, ponieważ wymagana jest zgoda. Jednak w dalszych przepisach dopuszczona jest możliwość pominięcia konieczności uzyskania zgody od osoby której wizerunek chce się udostępnić. Wówczas prokurator lub sąd może zezwolić ze względu na ważny interes społeczny na ujawnienie i rozpowszechnienie wizerunku osoby, przeciwko której toczy się postępowanie. Warto jednak odnotować, że wyjątek ten nie dotyczy już świadków czy pokrzywdzonych w sprawie.
Również tzw. list gończy jest wyjątkiem od uzyskiwania zgody na rozpowszechnienie wizerunku. W określonych prawem sytuacjach sąd może nakazać publikację wizerunku osoby poszukiwanej – oczywiście bez jej zgody . J

Na koniec pamiętać należy jeszcze o jednym! Nie szukajmy wyjątków, nie doszukujmy się kiedy można nie zapytać o zgodę. Oprócz wysokich konsekwencji prawnych za rozpowszechnienie wizerunku bez zgody osoby uprawnionej zawsze pozostaje jeszcze sfera etyczna i moralna takiego zachowania.  A przecież… wystarczy zapytać. 

/Angelika :)



[1] kodeks cywilny ; ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
[2] art.81 ust. 1 zd.2 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
[3] pole eksploatacji to określenie sposobu, w jaki może być wykorzystywany utwór czy wizerunek.
[4] art. 81 ust. 2 pkt. 2 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
[5] tamże, art. 81 ust. 2 pkt. 1.
[6] Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 5.06.2009r. sygn. I CSK 465/08.
[7] art. 13 ust. 2 ustawy Prawo Prasowe. 

piątek, 4 lipca 2014

Internet nie zapomina niczego – a może jednak? Słów kilka o prawie do bycia zapomnianym.

Źródło: pixabay.com (licencja Public Domain CC0)

Przyzwyczailiśmy się już do tego, że w Googlach można znaleźć wszystko. Mówi się nawet, że jak czegoś tam nie ma, to to w ogóle nie istnieje. Są jednak sytuacje, gdy nie jest nam na rękę to, co można wyszukać w Internecie za pośrednictwem wyszukiwarki – jakieś niepochlebne i nieprawdziwe informacje na nasz temat czy nieaktualne już doniesienia o naszych wybrykach. Takich m.in. sytuacji dotyczy tzw. prawo do bycia zapomnianym, z którego można skorzystać na podstawie unijnych przepisów[1], wdrożonych do naszego polskiego prawa. O tym temacie zrobiło się ostatnio głośno z powodu przełomowego wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE[2], który ostatecznie usankcjonował prawo do bycia zapomnianym, przyznając każdej osobie fizycznej prawo do żądania usunięcia dotyczących jej danych z wyników wyszukiwania Google.

Zatem na czym polega i jak przebiega procedura „bycia zapomnianym” w wyszukiwarce Google?
  1. Na podstawie tego uprawnienia możesz zwrócić się do operatora wyszukiwarki Google, aby usunął z wyników wyszukiwania linki kierujące do stron, na których znajdują się niepożądane dane o Tobie.
  2. Z tego prawa może skorzystać każdy obywatel Unii Europejskiej, ale wyłącznie osoba fizyczna. Czyli jeśli niepożądane dane dotyczą np. Twojej firmy czy stowarzyszenia, którym kierujesz, a nie Ciebie personalnie, to niestety nie możesz żądać usunięcia takich danych.
  3. To uprawnienie przysługuje wyłącznie w odniesieniu do wyników wyszukiwania, gdy wyszukiwaną frazą jest imię i nazwisko danej osoby (np. „Jan Kowalski”). Chodzi tu o to, aby informacje znajdujące się w wynikach wyszukiwania nie ukazywały niezgodnej z rzeczywistością sylwetki danej osoby. Oznacza to jednak, że np. jeśli Jan Kowalski pełni funkcję prezesa spółki XYZ i niepożądane informacje o nim wyświetlają się również po wpisaniu w Google frazy „prezes spółki XYZ”, to dla tego przypadku ta procedura nie znajdzie zastosowania.
  4. Uprawnienie to nie ma charakteru nieograniczonego. Niepożądane dane pojawiające się w wynikach wyszukiwania mogą zostać usunięte tylko z ważnych i uzasadnionych przyczyn, wynikających z konkretnej sytuacji danej osoby. Przyczynami takimi może być: niekompletność, nieaktualność, niedokładność danych, ich nieprawdziwość, niewłaściwość, niestosowność czy też nadmierność w stosunku do celów, dla których są przetwarzane. Gdy choć jedna z tych przesłanek jest spełniona, wniosek o usunięcie danych jest zasadny.
  5. Są jednak szczególne sytuacje, w których wniosek o usunięcie danych może zostać nieuwzględniony, mimo spełnienia przesłanek. Dotyczy to treści pożądanych z punktu widzenia interesu publicznego, czyli np. informacji o przestępstwach, zaniedbaniach zawodowych czy informacji o osobach pełniących funkcje publiczne. Wyjątkiem są również sytuacje, gdy dane są przetwarzane dla celów statystycznych, historycznych czy naukowych. Takie rozwiązanie ma na celu zachowanie prawa obywateli do informacji oraz swobody wypowiedzi.
  6. Aby zapewnić obywatelom UE prawo do bycia zapomnianym, Google stworzył specjalny internetowy formularz do zgłaszania wniosków o usunięcie wybranych wyników wyszukiwania. Formularz ten można znaleźć pod następującym adresem:
    https://support.google.com/legal/contact/lr_eudpa?product=websearch&hl=pl
  7. W formularzu oprócz imienia i nazwiska, kraju i adresu mailowego, należy wskazać adresy linków, o których usunięcie się zwracasz wraz z uzasadnieniem dlaczego to usunięcie jest zasadne, oddzielnie dla każdego adresu. Ponadto konieczne jest również załączenie skanu dokumentu potwierdzającego Twoją tożsamość. Nie musi być to jednak dowód osobisty czy paszport. Możemy zasłonić pewne części dokumentu (np. numer, datę), pod warunkiem, że pozostałe informacje umożliwiają zidentyfikowanie Cię. Możemy zasłonić również zdjęcie w dokumencie, o ile nie domagasz się usunięcia stron zawierających fotografie z Twoim wizerunkiem.
  8. Każdy wniosek jest indywidualnie rozpatrywany pod kątem jego zasadności. Póki co Google nie określa żadnego maksymalnego czasu do uzyskania decyzji, co oznacza, że na „zapomnienie” będzie trzeba trochę zaczekać. Google powołał specjalny zespół doradców, który ma pomagać przy rozpatrywaniu wniosków. W skład tego zespołu wchodzi m.in. prezes wykonawczy Google Eric Schmidt czy założyciel Wikipedii Jimmy Wales.
  9. Dobrze jest pamiętać, że jeśli Google nie uwzględni Twojego żądania, to taka negatywna decyzja podlega zaskarżeniu do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, a w dalszej kolejności jest jeszcze możliwe odwołanie do sądu administracyjnego.
  10. Musimy pamiętać, że poprzez omówioną procedurę nie usuniesz z przestrzeni Internetu oryginalnych stron, na których znajdują się niepożądane dane o Tobie – strony z artykułem prasowym, bloga czy forum. Te dane nadal będą istnieć w sieci, a jedynie nie będą wyświetlane na liście prezentowanych w wyszukiwarce rezultatów wyszukiwania według Twojego nazwiska. Nadal będzie możliwe więc dotarcie do tych treści, używając innych fraz w wyszukiwarce lub wpisując bezpośrednio adres strony źródłowej.

Warto wspomnieć na marginesie, że wdrożona procedura wywołała wiele kontrowersji ze względu na związane z nią możliwe nadużycia przeciwko wolności słowa, swobodzie wypowiedzi i prawu dostępu do informacji.

Podsumowując: jeśli profil Twojej osoby kreowany przez wyniki wyszukiwarki Google nie jest aktualny, prawdziwy lub narusza Twoje prawa, w tym np. prawo do ochrony Twojej prywatności, to warto skorzystać z uprawnienia do usunięcia takich niepożądanych danych. Konieczne będzie jednak uzbrojenie się w cierpliwość, ponieważ oczekiwanie na decyzję może być długie. Procedura jest sporym wyzwaniem technicznym dla Google. Koncern dopiero ją wdraża i jej usprawnienie pewnie zajmie trochę czasu.

Eric Schmidt z Google w jedynym z wywiadów stwierdził, że „za dziesięć lat dzisiejsza młodzież będzie zmieniać nazwiska, bo nie będzie chciała być kojarzona z treściami, które dziś publikuje na swój temat”. Może obędzie się bez zmiany nazwiska, a wystarczy skorzystanie z prawa do bycia zapomnianym :)


/Natalia




[1] Dyrektywa 95/46/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 24 października 1995 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w zakresie przetwarzania danych osobowych i swobodnego przepływu tych danych
[2] Wyrok Trybunału (wielka izba) z dnia 13 maja 2014 r. w sprawie C-131/12

czwartek, 3 lipca 2014

Zgoda na rozpowszechnienie wizerunku dziecka.

Zdjęcia, filmy, coraz popularniejsze teledyski. Rozpowszechniane na plakatach, ulotkach, portalach społecznościowych, stronach internetowych organizatorów kolonii czy obozów, w ramach akcji promocyjnych i wielu, wielu innych bo przecież przykładów można by mnożyć bez końca.  O zgodzie na rozpowszechnienie wizerunku mówi i pisze się wiele. Jednak w praktyce choć każdy wie, że zapytać wypada to nie koniecznie, że trzeba. W związku z tym, że wakacje w pełni postanowiłam wspomnieć o tych, którzy sami zgody na wykorzystywanie ich zdjęć wyrazić nie mogą.

Po wpisaniu hasła „ Zgoda na wykorzystanie wizerunku dziecka” w wyszukiwarki internetowe znaleźć możemy kilkadziesiąt wzorów, formularzy czy oświadczeń do wypełnienia. Jednak czym tak naprawdę jest wizerunek?

„Wizerunek to wytwór niematerialny, który za pomocą środków plastycznych przedstawia rozpoznawalną podobiznę danej osoby.” [1]

Wizerunek jest dobrem osobistym chronionym na podstawie przepisów kodeksu cywilnego oraz ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (art. 81) Z regulacji tych wynika zasada, iż każde wykorzystanie wizerunku innej osoby wymaga zgody tej osoby!

Oczywistym więc winno być, że również rozpowszechnienie, wykorzystanie na wszystkie wskazane na początku sposoby, wizerunku dziecka wymaga uzyskania zgody. Zgody tej jednak milusińscy nie mogą udzielić samodzielnie: decyzję o tym podejmować będą każdorazowo ich rodzice bądź opiekunowie prawni. Stąd tez w morzu dokumentów które rodzic otrzyma przed każdym wyjazdem, obozem, koloniami, półkoloniami czy warsztatami swojego dziecka może pojawić się dokument o tajemniczej nazwie „Oświadczenie / Zgoda na wykorzystanie wizerunku dziecka”. Czy bezpiecznym jest podpisanie takiego dokumentów? Co do zasady tak, jednak warto bliżej przyjrzeć się jego treści.

Pierwszym elementem każdej zgody będzie dość dokładne określenie kto udziela zgody, w czyim imieniu. Kolejnym  najprawdopodobniej zastrzeżenie, iż zgody udziela się nieodpłatnie. Jasnym jest bowiem, że organizatorzy wakacyjnych wyjazdów za wszystko płacą z pieniędzy wpłaconych przez uczestników. Gdybyśmy wobec tego chcieli otrzymać zapłatę za udzielenie zgody prawdopodobnie doszło by do paradoksu  w ramach którego płacilibyśmy sami sobie. J Często spotykamy się też w tego typu oświadczeniach ze stwierdzeniem, że zgody udzielamy bezterminowo. 

Czy wobec tego organizator może rozporządzać wszelkimi zdjęciami w dowolnym czasie? Co do zasady tak. Jednak nie oznacza to, że udzielenia takiej zgody nie wolno nam wycofać. O wycofaniu zgody powinniśmy powiadomić osobę rozpowszechniającą zdjęcia.

Jednak najważniejszą częścią tego typu dokumentu jest określenie tzw. pól eksploatacji. Pod tym pojęciem kryje się najczęściej skrupulatna wymienianka gdzie organizator wyjazdu określa czy zdjęcia dziecka będą tylko umieszczone na płytach CD, które każdy uczestnik zabierze ze sobą do domu, czy będą również wykorzystane do akcji promocyjnych i reklamowych kolejnych obozów/kolonii. Oczywiście nie musimy zgodzić się na wszystkie punkty tej listy, powinniśmy wtedy poinformować organizatora o tym na co zgodę wyrażamy, a na co nie.

Co gdy takiego dokumentu od organizatora nie dostaniemy?

Po pierwsze zgoda na rozpowszechnienie wizerunku każdej osoby, w tym również dziecka nie wymaga określonej formy udzielenia. Wystarczy wobec tego, że organizator np. na zbiórce przy autokarze zapyta nas o możliwość rozpowszechnienia zdjęć.  Jednak to często może prowadzić do sytuacji konfliktowych, tzw. „słowo przeciwko słowu”. Dlatego też forma pisemnego oświadczenia, choć prawem nie wymagana, jest korzystnym rozwiązaniem dla organizatora (dowodem iż zgoda została udzielona, przez kogo i w czyim imieniu) oraz korzystnym dla udzielającego zgody (wiemy dokładnie w jaki sposób rozpowszechniany będzie nasz wizerunek).

/Angelika :)




[1]   J. Barta, R. Markiewicz, Komentarz do ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, Warszawa 1995, s. 629.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Kilka słów na początek...


Natalia:

Trochę minęło czasu, zanim przekonałam się, że zostanę prawnikiem. Sam zawód zawsze wydawał mi się niezmiernie interesujący, ale niechęć do przedmiotów historycznych skutecznie odwiodła mnie od studiów prawniczych. Na warszawskiej SGH zrobiłam więc „magisterkę” z ekonomii. Wizja mojej przyszłości jako ekonomistki nie dawała mi jednak pełni satysfakcji, więc postanowiłam spróbować swoich sił również na studiach prawniczych. Początki nie były łatwe, ale z czasem  wsiąknęłam w to na dobre! I tak obecnie jestem studentką V roku prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego.
Będąc przedstawicielką tzw. pokolenia Y (pokolenia cyfrowego), szczególnie interesują mnie problemy prawne wynikające z nowych technologii, social media, twórczości artystycznej „w realu” i w sieci. Większość z tych materii to wciąż niezbadany ląd, co daje szerokie pole do badań, poszukiwań i przemyśleń. Te moje zainteresowania pokierowały mnie wprost do Koła Naukowego Prawa Własności Intelektualnej UŚ, gdzie poznałam Angelikę i gdzie mam okazję połączyć przyjemne zainteresowania z pożyteczną pracą na rzecz przyszłego zawodu. W Kole pełnię funkcję członka Zarządu, udzielam się na konferencjach z zakresu prawa własności intelektualnej i angażuję się w warsztaty prawnicze dla młodzieży licealnej. Kolejne wyzwanie to blog, który pozwoli mi na dalszy rozwój moich zainteresowań, a czytelnikom dostarczy wielu pasjonujących tematów i rozważań.

Angelika:

Jestem studentką prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego. Z racji tego, że moja wrażliwość i artystyczna dusza bardzo nie chciała zostać ubrana w standardowy garnitur studenta prawa i wyposażona w aktówkę „suchych” wiadomości już na drugim roku postanowiłam znaleźć coś, co pozwoli mi połączyć moje pasje (śpiew, muzykę, social media, modę i wszystko, co związane z kulturą Francji) z kierunkiem studiów, jaki wybrałam. I tak stałam się członkiem założycielem, a następnie (od października 2013 r.) przewodniczącą Koła Naukowego Prawa Własności Intelektualnej Uniwersytetu Śląskiego. Po kilku konferencjach z zakresu własności intelektualnej, publikacji pt. „Status prawny awatara w wirtualnych światach”, powołaniu do życia projektu cyklicznych warsztatów „LawArtMorePlease” przyszedł czas na coś nowego…

Do kogo adresowany jest nasz blog?

Postaramy się udowodnić, że każdy znajdzie na nim coś dla siebie. J
Celem naszego bloga jest uwrażliwienie na zjawiska, które choć powszechnie akceptowalne nie zawsze są zgodne z obowiązującym prawem, wskazanie gdzie brak jest prawnych rozwiązań i propozycja tzw. „wyjścia z patowych sytuacji” . Jednak naszym podstawowym celem jest pokazanie, że prawo przydaje się każdemu i że może nie być nudne i niezrozumiałe!

Nie chcemy jednak by nasz blog był standardowy, w całości poważny i prawniczy, wobec tego postaramy się dzielić z czytelnikami również naszymi bardzo subiektywnymi opiniami dotyczącymi otaczającej nas, często absurdalnej, rzeczywistości .


Zapraszamy! ;)